Trener Szymon Waligóra podsumowując rundę jesienną w wykonaniu jego zespołu obrazowo określił rundę wiosenną jako 15. okrążeń, podczas których jego podopieczni mieli gonić czołówkę. Tydzień temu inauguracyjne plany pokrzyżowała pogoda, a spotkanie z rywalem z Turzy Śląskiej miało duży ciężar gatunkowy ze względu na fakt, że obie drużyny zajmują czołowe miejsca w tabeli.

 

Miało to przełożenie na to, co zobaczyli kibice zgromadzeni na trybunach stadionu przy ulicy Zagłębocze. Obie drużyny, dobrze poukładane taktycznie, liczyły na zdobycz w postaci pełnej puli punktów. Jako, że pierwszą bramkę w 33. minucie zdobyli goście, miejscowym nie pozostało nic innego, jak postawić na atak. Odpowiedź przyszła niedługo po straconej bramce. W polu karnym przyjezdnych faulowany był Oleksandr Apanchuk, który jako sam poszkodowany wymierzył sprawiedliwość i wyrównał wynik spotkania. W ostatniej akcji pierwszej odsłony meczu zawodnicy Unii też błysnęli skutecznością, również po skutecznej egzekucji "11", choć sam werdykt arbitra w przedmiocie podyktowania stałego fragmentu wzbudził wśród obserwatorów wiele kontrowersji.

 

 

Gospodarze w drugiej połowie meczu dążyli do tego, by odwrócić losy spotkania. Byli drużyną aktywniejszą, próbowali kreować ofensywne akcje, ale broniąca korzystnego wyniku drużyna gości nie pozwalała na konkretne zagrożenie swojej bramki. W końcowych fragmentach spotkania podopieczni trenera Waligóry postawili wszystko na jedną kartę. Los jednak nie był dla nich łaskawy - strzał Waldemara Wolfa z 75. minuty z linii wybił obrońca, a na domiar złego w ostatniej akcji meczu gości podwyższyli na 3:1, czym ustalili wynik spotkania.

 

- Byliśmy drużyną lepszą, ale mierzyliśmy się z przeciwnikiem, który aspiruje do awansu. Taka drużyna potrafi wykorzystać każdy błąd. Dobrze, że wspomniane błędy przydarzyły nam się w tym pierwszym ligowym meczu. Wiemy, nad czym musimy pracować - podsumował mecz szkoleniowiec LKS-u Czaniec