Rzuty karne, podobnie, jak miało to miejsce w konfrontacji pucharowej obu zespołów przed 2 laty, konieczne były do wyłonienia triumfatora. Piłkarze Beskidu i Tempa w konkursie „11” wykazywali się skutecznością, co uległo zmianie dopiero w serii numer 5. Intencje Mieczysława Sikory wyczuł Wojciech Maciejowski, po czym golkiper gości sam zabrał futbolówkę, by celnym uderzeniem zapewnić swojej drużynie przepustkę do wielkiego finału.

Bramkarzowi Tempa po spotkaniu koledzy mogli dziękować, bo w trakcie środowej rywalizacji w formie był znakomitej i kilka razy w bardzo dobrym stylu parował uderzenia skoczowian. Tym za nic piłka do siatki wpaść nie chciała. W pierwszej połowie pecha mieli po uderzeniach Michała Szczyrby w 13. minucie w słupek oraz Daniela Patera w 37. minucie w poprzeczkę. To podopieczni Bartosza Woźniaka posiadali w owej odsłonie inicjatywę.

Na wstępie drugiej części kibice doczekali się goli. Za dość nieoczekiwane można było uznać to, że w 48. minucie zaliczkę zdobyło Tempo. Damian Ścibor trafił w słupek, ale wobec dobitki Adama Morysa nie miał golkiper gospodarzy Mateusz Cienciała nic do powiedzenia. Odpowiedź Beskidu nastąpiła w minucie 55. Rzadkiej sztuki dokonał wówczas Szczyrba, który Maciejowskiego całkowicie zaskoczył bezpośrednio z rzutu rożnego. Na finiszu pucharowej batalii dało się wyczuć oczekiwanie na rozstrzygnięcie w rzutach karnych, choć obie drużyny miały szanse na strzelenie zwycięskiego gola. Strzał Sikory padł łupem golkipera ekipy z Puńcowa, zaś po przeciwnej stronie boiska w doliczonym czasie tuż nad poprzeczką uderzył Tomasz Stasiak po asyście Alana Pastuszaka, podobnie cel minęła próba Adriana Borkały.