Kuźnia bynajmniej nie zamierzała występować dziś w roli przysłowiowego chłopca do bicia. A na potwierdzenie sytuacja z premierowej odsłony, po której ustronianie mogli nawet faworyta poważnie zaskoczyć. Michał Pietraczyk dograł do Arkadiusza Jaworskiego, który jednak nie obsłużył równie dokładnie Jakuba Fiedora, a szkoda z perspektywy gości, bo skrzydłowy w pozycji strzeleckiej był klarownej. – Długimi fragmentami dobrze sobie poczynaliśmy i nie ustępowaliśmy rywalowi. Było w naszej grze więcej spokoju, aniżeli choćby w środowym spotkaniu w Rybniku – tłumaczy Ryszard Kłusek, szkoleniowiec ekipy z Ustronia.
 


Losy meczu doczekały się wyraźnego rozstrzygnięcia po zmianie stron. – Zdołaliśmy zepchnąć przeciwnika do defensywy, czego nie można powiedzieć o pierwszej połowie meczu – przyznaje trener gospodarzy Wojciech Białek. O ile strzały Tomasza Dzidy czy Jakuba Raszki dobrze bronił Michał Skocz, ale w 82. minucie golkiper ustronian skapitulował. Dzida w swoim stylu „zacentrował” z rzutu rożnego, a główkujący Wojciech Padło dał MRKS-owi upragnionego gola.

Piłkarze Kuźni próbowali odpowiedzieć uderzeniem Łukasza Tarasza z 8. metra, próba po ziemi była jednak zbyt lekka, by zmusić do większego wysiłku Miłosza Szczyrbę. Kiedy w 85. minucie dla odmiany Paweł Kozioł dorzucił futbolówkę z rzutu wolnego, a główka Szymona Kubicy zakończyła swój lot „w sieci”, było pewne, że czechowiczanom krzywda w sobotnie popołudnie się nie stanie. Jeszcze w doliczonym czasie gry Kozioła sfaulował w obrębie „16” Błażej Ligocki, a sam poszkodowany zwieńczył dzieło doskonałego finiszu MRKS-u.