Trudno stwierdzić jednoznacznie, czy stawka nieco spętała nogi piłkarzom obu zespołów, ale ci nie stworzyli wielkiego widowiska. Choćby dlatego, że w obrębie „16” zarówno Tempa, jak i Beskidu z rzadka dochodziło do spięć, a strzały w światło bramki zliczyć można na palcach jednej ręki.

Przed pauzą drużyny pudłowały zgodnie. Najgroźniejsze próby w kierunku „świątyni” strzeżonej przez Bretislava Gredka wykonali Damian SzczęsnyMichał Szczyrba. Po przeciwnej stronie boiska w 26. minucie w obrońcę zamiast do siatki wcelował Mateusz Szuster, a z dogodnych pozycji nie skorzystali Tomasz Szyper Tomasz Stasiak.
 



Goli kibice doczekali się w drugiej odsłonie, począwszy od asysty Adriana Borkały i celnego strzału Marcina Jaworzyna z 61. minuty. Wydawało się wówczas, że Beskid zwycięstwo zdoła do końcowego gwizdka sędziego dowieźć, lecz znów końcówka była domeną przeciwnika – to wzorem ubiegłotygodniowego starcia z Sołą Rajczą. Tym razem fakt zaprzepaszczania wypadów „na dobicie” puńcowian przy prowadzeniu 1:0 – m.in. golkiper Tempa wybronił uderzenie Mateusza Szymali – zemścił się w 94. minucie. W ostatniej akcji potyczki Dariusz Dziadek przytomnym strzałem po „krótkim” rogu po asyście Michała Pszczółki zmusił Konrada Krucka do kapitulacji.

Skoczowski zespół nie tylko nie wywiózł kompletu punktów potrzebnego, by zasiadać w fotelu lidera „okręgówki”, ale i przypłacił występ kontuzjami. Przedwcześnie do szatni udać się musieli Roman Nalepa, Krzysztof Surawski, a także Szczyrba.