Na wstępie przyznam zupełnie szczerze. Kiedy w ostatnich latach, zwłaszcza jeszcze przed rokiem 2012, słyszałem o piłkarskim klubie z Radziechów od razu na ustach pojawiał się uśmiech. Popularne „Fiodory”, co już wywołuje konotacje niezbyt pochlebne, traktowałem z przymrużeniem oka. Kolejny nadambitny klub, który sympatii nie przysparza, marzy o futbolowych podbojach w regionie, a swoich sił nijak na zamiary nie mierzy. Toteż cieszyłem się, gdy w sezonie 2011/2012 to bardziej reprezentacyjny Drzewiarz z Jasienicy ostatecznie zdystansował walecznych radziechowian w bojach o promocję do IV ligi.

MN felieton Działacze ówczesnego LKS-u Radziechowy nie zamierzali jednak w swoich dążeniach i piłkarskich marzeniach poprzestać. W lipcu przed dwoma laty doszło do fuzji po sąsiedzku – wspomnianego klubu z Jednością Wieprz. Odbyło się więc wszystko, jak w... rodzinie, bo w ramach jednej społeczności gminnej. Ów mariaż oceniano różnie. I tak jest do dziś. Ale to już specyfika lokalności, nie tylko beskidzkiej. Za słusznością – przemawiają natomiast fakty.

O ile sezon 2012/2013 aspiracji nie potwierdził (dopiero 11. miejsce w „okręgówce”), tak w zakończonym w czerwcu tego roku było wielkie świętowanie w Radziechowach i Wieprzu. HISTORYCZNE i ZASŁUŻONE! GKS prowadził na półmetku rozgrywek, również na finiszu wyprzedził „firmy” na tym szczeblu – Beskid Skoczów i Koszarawę Żywiec. Choć na wstępie rundy wiosennej mówiło się, że klub (także piłkarzy) awans do IV ligi średnio interesuje. Żadnych półśrodków i kombinacji na szczęście nie było. Triumfowała drużyna, która zwyczajnie na to zapracowała.

Podoba mi się podejście do sportu i piłki nożnej w Radziechowach-Wieprzu (nawet mimo odmiennego zdania w kontekście planowanej swego czasu budowy obiektów Mitechu w Wieprzu). Władze gminy obiecały, że w przypadku awansu GKS-u pomogą w modernizacji stadionu. I słowa dotrzymały. Powstała trybuna mogąca pomieścić 300 osób, prace objęły też klubowy budynek, a w nowej rundzie piłkarze grać mają na boisku o większych rozmiarach. Przy okazji jednej z rozmów nadmieniłem wiceprezesowi klubu Aleksandrowi Juraszkowi, że trybunę robią tylko na... rok, bo przecież po kolejnym awansie „z marszu” do III ligi będzie trzeba jeszcze zwiększyć pojemność. To oczywiście w tonie żartobliwym, bo cel na debiutanckie rozgrywki w IV lidze jest inny. W Radziechowach swoje miejsce na futbolowej mapie regionu doskonale znają. Wiedzą też, że cierpliwa praca może przynieść kolejny krok w przód. Klub jest ciekawie i dobrze poukładany, a zawodnicy te barwy sobie cenią. Nawet więc III liga w Radziechowach, choć jest planem dalekosiężnym, to realnym.

Gdy z władzami Beskidzkiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej rozmawialiśmy przed czerwcową Galą „Futbolowe Asy Beskidów” o tym, kto na nagrody w największym stopniu zasłużył, wątpliwości w niektórych kategoriach nie było. Jak bowiem nie uhonorować klubu za zwycięstwo w lidze, jak nie docenić trenera Mariusza Kozieła, który z seniorami i juniorami w swoich rozgrywkach był bezkonkurencyjny i wreszcie – jak nie dostrzec talentu Marcina Byrtka. Popularny „Boniek” już odbył dwie jednostki treningowe z ekstraklasowym Podbeskidziem. I co? Oczywiście, przeskok duży, ale nie brakowało tych, którzy dziwili się, że o tyle szczebli niżej grają piłkarze o takich możliwościach. Piłkarsko pracuje się więc w Radziechowach ciężko i efektywnie.

Nawet „Fiodory” już przestały źle się kojarzyć. Krótko po wejściu do IV ligi radziechowianie – w mojej opinii – zyskali też wizerunkowo. „Panowie szacunek! Bez względu na to czy dane nam będzie z Wami zagrać, czy nie” – to komentarz władz Odry Wodzisław Śląski w nawiązaniu do poparcia, jakiego temu klubowi w walce o grę w odpowiedniej grupie IV ligi udzielili działacze beniaminka z Radziechów. Komentarz stanowiący zarazem najlepsze podsumowanie tematu.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl