Giorgi Merebaszwili: W piłce nożnej za bardzo patrzy się w metrykę
Czy doświadczony pomocnik Giorgi Merebaszwili pomoże Podbeskidziu w decydujących meczach I-ligowego sezonu? Takiego scenariusza wykluczyć nie można, tymczasem Gruzin świetnie dowodzi z boiska poczynaniami bielskiej drużyny rezerw, która znakomicie poczyna sobie w trakcie wiosennych zmagań na szczeblu IV ligi. Ciekawe wątki podejmujemy w STREFIE WYWIADU w rozmowie ze świetnie czującym się w Bielsku-Białej piłkarzem.
SportoweBeskidy.pl: Nie brakuje opinii wśród kibiców Podbeskidzia, że przydałbyś się na boiskach I ligi w walce o Ekstraklasę.
Giorgi Merebaszwili: Miło to słyszeć. Jestem w gotowości! Fizycznie czuję się dobrze, cały czas trenuję, natomiast to, w której lidze występuję zależy już od trenerów. Gdy rozmawiam z moją córką o kwestiach sportowych – tak się składa, że ona akurat postawił na tenis – to podkreślam, że w piłce nożnej za bardzo patrzy się jednak w metrykę. Niebawem będę miał 37 lat i ktoś może powiedzieć, że na piłkarza to sporo. Często nie dostrzega się i nie ma się wiedzy jednak odnośnie tego, jak ktoś wcześniej pracował, a to ma ogromne znaczenie. Bywa, że w trakcie kariery dany zawodnik nie podchodzi do swoich obowiązków profesjonalnie i nie jest możliwe, aby to później nadrobić. Kto mnie zna, ten wie, że w moim przypadku to właściwe podejście zawsze było. Jestem wciąż gotowy na różne wyzwania i cieszę się, że mam taką możliwość.
SportoweBeskidy.pl: Czy awans „jedynki” Podbeskidzia do Ekstraklasy jest twoim zdaniem możliwy?
G.M.: Oczywiście, że tak. Zostały jeszcze 4 mecze do końca ligi i wszystko w nich się może zdarzyć. Fakt, że wiele zależy od wyników Stali Rzeszów i Arki Gdynia, a więc zespołów, które Podbeskidzie nieznacznie w tabeli wyprzedzają, natomiast kadra jest na tyle silna, aby punktować w pozostałych spotkaniach. Uważam, że w barażach wszystkie zespoły szanse będą miały takie same, a atut boiska nie powinien odgrywać aż takiego znaczenia.
SportoweBeskidy.pl: Po zimowym, dość nieoczekiwanym rozstaniu z Sandecją łączono cię z innym bielskim klubem – Rekordem...
G.M: Były takie rozmowy, miałem też dość konkretną ofertę z Grecji. Ale ostatecznie ponownie trafiłem do Podbeskidzia. Jak już wspomniałem, córka trenuje w bielskim klubie tenisowym, jesteśmy tu z rodziną i dobrze się w Bielsku-Białej czujemy, mamy sporo znajomych. Zdecydowaliśmy, że będzie to najlepszy kierunek.
SportoweBeskidy.pl: Wiosną w rozgrywkach IV ligi śląskiej drużyna rezerw Podbeskidzia przy mocnym twoim udziale radzi sobie bardzo dobrze. Szczególne znaczenie ma chyba twój pozytywny wpływ na młodzież?
G.M.: Kiedy byłem w młodszym wieku i grałem w Dinamo Tbilisi także miałem takich piłkarzy, na których mogłem się wzorować, jak Hiszpan Xisco, który przez lata występował w klubach La Liga czy Ned Zelić z przeszłością w Borussii Dortmund. Sam wiem, jak to ważne, aby móc się od kogoś uczyć, podpatrywać to, co dobre. W naszym składzie jest sporo zawodników młodych. Rozmawiamy nie tylko o tym, co robić na boisku, ale też jak do meczów się przygotowywać. Bo przecież na boisku spędzamy 2-3 godziny dziennie. Na jakość treningów nie możemy w żaden sposób narzekać, ale warto pamiętać, że to, co poza nimi, jak choćby odpowiednie odżywianie czy odpoczynek, mają duże znaczenie. Piłkarze broniący barw „dwójki” Podbeskidzia myślą o grze na wyższym poziomie w przyszłości. Trzeba im pomagać, aby taką drogę znaleźli. Robię wszystko co mogę, aby także z tej roli możliwie dobrze się wywiązać.
SportoweBeskidy.pl: Czy na IV-ligowym poziomie coś ciebie zaskoczyło?
G.M.: Niespodziewane było dla mnie to, że jest w tej lidze sporo zespołów na naprawdę dobrym poziomie. Nie można tego oczywiście porównać choćby do I ligi, ale nie dominuje sama tylko walka. W piłkę też da się pograć, nawet jeśli zawodników technicznie zaawansowanych jest mniej. Swoje też trzeba wybiegać, bez właściwego podejścia i przygotowania fizycznego nie ma mowy o pozytywnych wynikach.
SportoweBeskidy.pl: Swoją przyszłość wiążesz z miastem, w którym jesteś obecnie?
G.M.: Co jakiś czas wyjeżdżam do Gruzji, gdzie uczestniczę w trenerskim kursie pozwalającym na zdobycie jeszcze w tym roku licencji UEFA A. Chcę w przyszłości pracować jako trener, a jak wiadomo w tym zawodzie z planowaniem czegokolwiek bywa różnie. Jedna z moich córek trenuje, druga chodzi do szkoły – jesteśmy tu bardzo szczęśliwi i chcielibyśmy zostać na dłużej. Co będzie czas pokaże.
SportoweBeskidy.pl: To jeszcze na sam koniec – 26 maja przyniesie przedostatnią kolejkę I-ligową i najprawdopodobniej bardzo istotny mecz Sandecji Nowy Sącz z Podbeskidziem, a więc drużyn, dla których grałeś w ostatnich latach. Niech zgadnę – nie masz nic przeciwko, aby przesądził o barażach dla twojego obecnego klubu kosztem degradacji przeciwnika?
G.M.: Zdecydowanie sercem bliżej mi do Podbeskidzia. Tym bardziej, że nie mam szczególnie dobrych wspomnień z Nowego Sącza. Jestem piłkarzem i na tym w każdym klubie się skupiam, ale potraktowano mnie w dziwny sposób. Słowacki trener powiedział mi na drugim treningu po przyjściu do klubu coś w stylu: „Mere, jesteś tu jednym z najlepszych i chcę budować zespół w oparciu o takiego zawodnika”. Tydzień później przegraliśmy z Puszczą Niepołomice 2:5. Przyznam, że w tym meczu wyglądałem słabo i niewiele pokazałem, ale tyczy się to całego zespołu. Na drugi dzień zostałem odesłany do drużyny rezerw i tak naprawdę nie wiem dlaczego tak się stało. Byłem przygotowany, aby pomóc mimo tego zdarzenia, ale nasze drogi się rozeszły.