Wyborne otwarcie meczu, jakie zanotowali goście z Bestwiny, jasno zdawało się wskazywać faworyta. Po ledwie kilkudziesięciu sekundach przyjezdni mieli gola na koncie, bo Dawid Gleindek przytomnie posłał piłkę pomiędzy nogami bramkarza przeciwnika. W następnej akcji ofensywnej podopieczni trenera Sławomira Szymali wywalczyli rzut karny wobec faulu na Bartłomieju Ferudze. Tu jednak instynkt strzelecki zawiódł Mateusza Droździka, który piłką ostemplował słupek.

O dalszym przebiegu premierowej części piłkarze z Bestwiny chcieliby zapewne możliwie szybko zapomnieć. Nie dość, że ich akcjom brakowało dokładności i polotu, to jeszcze miejscowa ekipa doprowadziła do wyrównania po upływie nieco ponad dwóch kwadransów rywalizacji.

Po zmianie stron, choć bynajmniej nie od razu, gole „sypały się” niczym z rogu obfitości, a bestwinianie potwierdzili faktyczną przynależność do ligowej „szpicy”. Główną rolę w istnej kanonadzie odegrał Gleindek. W 64. minucie dostawił głowę po dograniu Mariusza Dusia ze skrzydła, w 73. minucie nie zawiódł po asyście Patryka Wentlanda, a wreszcie w minucie 85. indywidualnie „załatwił sprawę”. W tzw. międzyczasie zaskoczyli studzienicki zespół rezerwowi. Konrad Kowaliczek podał do Szymona Święsa, który z pomocą poprzeczki wpakował piłkę w same „widły”.