Przed startem obecnego sezonu wielu obserwatorów PROFI CREDIT Bielskiej Ligi Okręgowej, w tym ja, w drużynie Górala Żywiec widzieli jednego z kandydatów do walki o ligowy byt. Jednak robota, którą wykonał Krzysztof Bąk i spółka po spadku zespołu z IV-ligi zasługuje na jedno - wielkie brawa.

arek oczko

10 czerwca 2015 rok. Góral jedzie do Pszczyny na mecz ostatniej szansy z tamtejszą Iskrą. Porażka 3:0 sprawia, że żywczanie opuszczają szeregi IV-ligi, a od nowego sezonu grać będą w Bielskiej Lidze Okręgowej. Fakt ten w Żywcu nie został odebrany - delikatnie pisząc - ze zrozumieniem. Tetmajera sukcesywnie zaczęli opuszczać kolejni zawodnicy, którzy wiosną stanowili o sile zespołu. Dość wspomnieć trzech utalentowanych piłkarzy - Macieja Łąckiego, Bartłomieja Boraka oraz Jakuba Krasnego. Cały tercet znalazł zatrudnienie w wyższych ligach. Mało tego, w tak zwanym "między czasie" pojawiły się zawirowania odnośnie nazwy klubu. Decyzją zarządu zlikwidowano człon Czarni, pozostawiając Góral 1956 Żywiec, co groziło... odebraniem klubowi boiska przez Miasto Żywiec. Komplikacje te sprawiły, że Tetmajera opuścił również... prezes. Podającego się do dymisji Michał Miksia zastąpił Przemysław Ziobrowski, który natychmiast rozpoczął swoje rządy. Do zespołu ściągnięto trzech doświadczonych zawodników, a misję odbudowy Górala powierzono Krzysztofowi Bąkowi. Decyzja ta zdawała się być naturalna. Bo komu bardziej można było zaufać w tak ciężkiej sytuacji, jak nie niegdysiejszemu kapitanowi drużyny, ulubieńcowi trybun oraz - a może przede wszystkim - wielkiemu walczakowi.

Żywczanie sezon rozpoczęli jednak fatalnie - od porażki 1:2 z Maksymilianem Cisiec. Wtedy na Górala spadła niesamowita fala krytyki, wszyscy bez wyjątku, w tym oczywiście ja, byli pewni, że to będzie bardzo słaby sezon dla żywieckiego klub. Tydzień później Góral rywalizował jednak o prym w mieście z Koszarawą. Koszarawą, w której przed sezonem wypatrywano jednego z potentatów ligi. Mecz zakończył się podziałem punktów, ale lepsze wrażenie z całą pewnością pozostawili po sobie podopieczni trenera Bąka. Spotkanie te zapaliło niejako światełko w tunelu dla ekipy z Tetmajera. Teraz, po 22. kolejkach Góral jest jednym z - o ile nie najpoważniejszym - kontrkandydatem Beskidu Skoczów do awansu. I to właśnie pomiędzy tymi zespołami najprawdopodobniej rozegra się walka o promocję do IV-ligi. Tym bardziej, że pozostałe zespoły w stawce grają tak, jakby awansować nie chciały - w kratkę. Drużyna z Wisły przegrywa ze Skałką Żabnica 0:4, aby dwa tygodnie później rozbić MRKS Czechowice-Dziedzice 5:1. Nieco większe oczekiwania były jeszcze wobec Kuźni, która jednak w siedmiu meczach na własnym stadionie zdobyła... punktów sześć.

Po znakomicie przepracowanym zimowym okienku transferowym Góral wiosną gra niesamowicie stabilnie, ofensywnie, a co najważniejsze skutecznie, co sprawia, że ten zespół w czerwcu może świętować awans. W szatni widać więź - zawodnicy walczą dla trenera, a trener dla zawodników. Dlatego w Żywcu za IV-ligą nostalgii już nikt nie odczuwa. Góral powstał bowiem niczym feniks z popiołów, jego sukcesy są zaledwie kwestią czasu. Taka refleksja w przededniu 23. kolejki ligi okręgowej mnie naszła. 

Arkadiusz Oczko SportoweBeskidy.pl