Piłkarze Spójni raz jeszcze zademonstrowali, że przy w miarę solidnym zestawieniu kadrowym i odpowiednim poziomie zaangażowania w mecz, są w stanie toczyć równorzędną walkę z innymi ligowcami. I tym razem jednak efekt końcowy był podobny do tych z najczęściej oglądanych spotkań w bieżącym sezonie. – Nie przesadzę mówiąc, że był to chyba jeden z naszych najlepszych meczów w tym sezonie. Zanim Piast zaczął nas bezlitośnie kontrować, stworzyliśmy sobie co najmniej kilka okazji, aby objąć prowadzenie. I znów możemy żałować, że tego nie uczyniliśmy – zauważa Piotr Puda, szkoleniowiec zespołu z Zebrzydowic.

Przed przerwą w rzeczy samej to miejscowi o tyle lepiej sobie na murawie radzili, że wyprowadzali ataki zagrażające Piastowi. Fakt również, że ze skutecznością w aspekcie egzekucji było „na bakier”. Będąc przed Mateuszem Kudrysem fatalnie spudłował Grzegorz Kopiec. W innej dogodnej sytuacji kiks przydarzył się Kacprowi Zapale. Goście znad Olzy tymczasem bili głową w mur przy jakichkolwiek próbach ofensywnych i znów dopiero po pauzie – vide środowy występ w Rajczy – przebudzili się.

Tuż po upływie godziny spotkania na dobre rozwiązał się worek z bramkami. Otwarcie wyniku na korzyść cieszynian to zasługa podania Ireneusza Jelenia między obrońców Spójni, którzy nie zachowali się należycie czujnie, umożliwiając solowe wykończenie Maksymilianowi Brodzie. Przewaga Piasta uległa powiększeniu w 71. minucie. Jeleń wykorzystał w tym przypadku pomyłkę Bartosza Pomeranka, by nie dać szans Miłoszowi Śnieżkowi. I cóż z tego, że kilkanaście sekund później gospodarze odpowiedzieli, kiedy Tomasz Cedro zamknął na dalszym słupku wrzutkę Gracjana Piotrowskiego z bocznego sektora, skoro na finiszu wypady faworyta były bezwzględne dla ambitnie walczących zawodników z Zebrzydowic.

I tu przywołać można szanse, które mogły cokolwiek w przebiegu gry zmienić. Pomeranek chybił z 5. metra ponad poprzeczką, przestrzelił także Krystian Kaczmarczyk, a Konrad Wija w „16” strzelił w... kolegę z drużyny. Rywal – jak już zostało odnotowane – zrobił swoje. W 85. minucie Jakub Diaczenko sfinalizował dogranie Macieja Kaczmarczyka wzdłuż bramki, zaś w doliczonym fragmencie potyczki wspomniany asystent nie zawiódł po akcji Jelenia z Mikołajem Parchańskim, mierząc w okienko bramki Spójni.