SportoweBeskidy.pl: Jesteśmy po wstępnej fazie siatkarskiego sezonu i możemy pokusić się o pierwsze oceny. Czwarty sezon w Plus Lidze rozpoczął BBTS, ale wciąż mówimy o drużynie głównie przy okazji kolejnych porażek...
Grzegorz Wagner: Niestety, ale to prawda. Przy stabilności, jaką ma wspierany przez miasto BBTS, nie widać pomysłu na ten klub. Wydaje się, że można było przez lata stworzyć coś zdecydowanie lepszego. I nie chodzi tylko o skład pierwszego zespołu, bo co sezon zmienia się on co najmniej w połowie. Równie istotnym grzechem, który w Bielsku-Białej odbija się czkawką od lat, jest całkowite zaniechanie szkolenia młodzieży. To dziwne że klub, który otrzymuje pieniądze z miasta na szkolenie, nie ma swoich grup młodzieżowych. Bardzo tego szkoda, bo ten klub jest mi bliski. Tu grałem, wychowywałem się jako trener, tu dostałem też szansę, by coś z BBTS-em osiągnąć. Kiedy grając w I lidze walczyliśmy o awans był pomysł, aby postawić na młodzież i zbudować coś trwałego na lata. Miałem swoją koncepcję rozwoju klubu w oparciu o młodych zawodników i zmiany w organizacji całego klubu. Ale nie znalazła ona uznania, choć najważniejszym osobom w mieście ta strategia została przedstawiona. Stało się tak, że zdolni siatkarze ówczesnego BBTS-u, jak m.in. Tomczyk, Mikołajczak, Kusaj, czy Pająk odeszli do klubów z najwyższej ligi, ja pomimo ważnego kontraktu odszedłem do Częstochowy.

SportoweBeskidy.pl: W tym sezonie powtarza się sytuacja z poprzednich – BBTS spisuje się słabo, by nie użyć mocniejszych określeń. Dlaczego nie wyciąga się wniosków?
G.W.:
Ciężko na to pytanie odpowiedzieć, ale widać, że w BBTS-ie żyją z sezonu na sezon. Nie ma żadnego planu długofalowego. Zaprzepaszczono kilka lat i nie będzie łatwo tego nadrobić. Są w tej lidze kluby, które pomimo mniejszego budżetu radzą sobie przyzwoicie. BBTS też stać na miejsce w środku stawki. Abstrahując już od wyników można było pozwolić sobie nawet na płacenie frycowego, ale trzymając się jakiejś konsekwencji w działaniach. Szkołę ukończyła dopiero co złota drużyna SMS-u Spała i inne kluby na tym skorzystały, sięgając po zdolnych zawodników. BBTS nie. Przy tak dużym zaangażowaniu finansowym miasto powinno czegoś od klubu wymagać. Tymczasem kiepsko jest sportowo, ale i organizacyjnie, czy marketingowo. Wszystko to powinno w stabilnym klubie, jakim jest BBTS funkcjonować odpowiednio. Mam wrażenie, że nikt specjalnie nie zwraca na to uwagi. Gramy w Plus Lidze i jest fajnie. A co będzie, gdy wsparcie miasta na takim poziomie skończy się?



SportoweBeskidy.pl: Powraca wątek działania na krótką metę i braku młodzieży własnego „chowu”...
G.W.:
Trzeba się liczyć z tym, że kryzys prędzej czy później nadejdzie i będzie konieczne, aby w większym stopniu oprzeć zespół na wychowankach. I dotyczy to nie tylko BBTS-u, ale i siatkarek BKS-u, gdzie szkolenie młodzieży wprawdzie jest, ale wyniki są dalekie od satysfakcjonujących. Fatalne i zarazem smutne jest to, że w Bielsku-Białej nie ma Siatkarskich Ośrodków Szkolnych. Trochę wstyd, bo pamiętajmy, że w pierwszych latach szkoły, które zostały objęte programem dostawały duże wsparcie finansowe, ogromną wiedzę i sprzęt. Bielsko-Biała jako miasto nie było zainteresowane. Ale nie ma się co dziwić, bo warunkiem było posiadanie klas sportowych o charakterze publicznym. W ponad 60-tysięcznym Tomaszowie Mazowieckim było jeszcze kilka lat temu około 30 klas sportowych. A w Bielsku? Jedna, może dwie. Ani kluby, ani miasto nie wyrazili żadnej chęci, aby SOS w Bielsku był. A temat znam dobrze, bo przez jakiś czas koordynowałem działania SOS na południu Polski. Miasto jest na tyle zamożne, aby mieć kluby w różnych dyscyplinach na najwyższym poziomie. Siatkówka jako sport narodowy powinna być traktowana priorytetowo. Tym bardziej, że mamy bogate tradycje w bielskiej siatkówce, a zdolnej młodzieży – niekoniecznie z zamożnych domów – naprawdę jest tu pod dostatkiem.

SportoweBeskidy.pl: U dziewczyn jest trochę lepiej. BKS Profi Credit mierzy w czołową „6” Orlen Ligi. Są widoki na takie miejsce?
G.W.:
Wydaje się, że jak najbardziej tak. Dziewczyny słabo zaczęły sezon. W Łodzi pojawił się już zalążek zespołu, który walczy. A w ostatnim meczu z Muszyną było widać fajną, konsekwentną grę. Ta drużyna to mieszanka doświadczenia z młodością. I wygląda to dosyć ciekawie. Po ostatnich zmianach w klubie bardzo liczę na to, że klub większą uwagę skoncentruje na młodzieży. W problemach finansowych klubów też można znaleźć coś pozytywnego. Zaczyna się właśnie wtedy stawiać odważniej na młodzież. Wiadomo, że do tego potrzebna jest cierpliwość.

SportoweBeskidy.pl: O walce o medale nie mówimy?
G.W.:
Musimy zapomnieć o tych latach, gdy był w Bielsku-Białej super budżet, a w BKS-ie grały najlepsze polskie siatkarki. Fajnie mieć dużo pieniędzy i móc sobie na wiele pozwolić, ale szukanie innych rozwiązań w trudnej sytuacji może wyjść na dobre. BKS ma własną halę, o marce i historii już nie wspominając. Moim zdaniem przed klubem wyzwanie, aby rozszerzyć szkolenie młodzieży na cały region z dużymi miastami włącznie. W perspektywie takie działanie nie tylko „dostarczy” zawodniczki do drużyny BKS-u, ale i pomoże w wychowaniu zdrowych dziewczyn, które jeśli nie znajdą swojego miejsca w siatkówce, będą przychodzić na mecze w roli kibiców, czy pracować w różnych firmach, które bielską siatkówkę chętnie wspomogą.



SportoweBeskidy.pl: A zawodniczki ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego Polskiego Związku Piłki Siatkowej w Szczyrku mogą zasilić choćby BKS w kontekście gry w Orlen Lidze?
G.W.:
Paradoksalnie BKS jest najbliżej SMS-u, jeśli mówimy o odległości, ale jeszcze nie widziałem żadnego z trenerów na naszych meczach. A rzeczywiście jest tak, że część dziewczyn będących w obecnej klasie maturalnej może z powodzeniem występować na poziomie Orlen Ligi. Podstawą jest to, że nie mogą stać w kwadracie dla rezerwowych, lecz grać i dzięki temu rozwijać się. Stąd pomysł, aby stworzyć klub „Polska”. Tu dziewczyny kończące naukę licealną mogłyby kontynuować karierę i w pełni pokazywać swój potencjał. Niektórym brakuje naprawdę niewiele, aby zaistnieć. Tymczasem wiadomo, że każdy klub ma swoją politykę. Trenerzy walczą o posadę, a prezesów interesują tylko wyniki. Zbyt mało jest cierpliwego wyczekiwania na efekty. Nie można pozwolić, aby dziewczyny, które są szkolone w systemie kilku lat zmarnowały się. Klub „Polska”, stworzony choćby w oparciu o którąś z uczelni, byłby dobrym rozwiązaniem także dla zawodniczek, które późno rozpoczęły karierę, a mają możliwości, by grać w siatkówkę. Powiem raz jeszcze, że warunkiem rozwoju siatkarskiego jest systematyczne granie.

SportoweBeskidy.pl: I-ligowa drużyna SMS-u osiąga w tym sezonie dobre wyniki. Postępy widać chyba wyraźnie?
G.W.:
Jak sobie przypominamy czasem nasz pierwszy rok w Szczyrku, to rzeczywiście widać ogromny progres. Wtedy na parkiet wychodziły ambitne, ale często przestraszone 14-latki. Dziś potrafią z każdym w I lidze rywalizować na równi. Wygląda to już całkiem fajnie i dobrze rokuje na przyszłość. Mamy w szkole grupę kadetek, które jeszcze przez 2-3 lata będą objęte procesem szkolenia. Jestem przekonany, że polska siatkówka będzie mieć z nich pożytek. Cieszymy się, że pracę, którą wykonujemy dostrzegają też nasi przeciwnicy, czy postronni obserwatorzy. Co ważne, dziewczynom nie brakuje motywacji, by dążyć do podnoszenia swoich umiejętności.