Z jednej strony, takie mecze, jak ten Rekordu z Piastem, zawsze pokazują kwintesencję dyscypliny, jaką jest futsal. Dynamika, wysokie, tempo - to wszystko było dziś w hali Widok. Z drugiej, trochę szkoda, że przedwczesny finał Pucharu Polski odbył się w 1/8 finału. I to na fazie rozgrywek, gdzie nie ma jeszcze dwumeczu... Niemniej, Rekord ma spore powody do radości.

 

Piast do spotkania z biało-zielonymi przystąpił jako zespół, który w oficjalnym meczu w tym sezonie nie zaznał porażki. To uległo dziś zmianie. Zaczęło się, z perspektywy Cygańskiego Lasu, idealnie. W 3. minucie Mikołaj Zastawnik skorzystał na prostym błędzie defensora gliwiczan i otworzył wynik spotkaniu. 120 sekund później znów z trafienia cieszył się Zastawnik, który tym razem dopadł do piłki zgranej przez Miłosza Krzempka po długim wyrzucie Krzysztofa Iwanka i umieścił ją w siatce. Goście próbowali odmienić losy meczu. Tylko w pierwszej części kilkukrotnie fantastycznie interweniował Iwanek, który pokazał, że jest nie tylko specjalistą od dalekich "wypadów", ale także (a może przede wszystkim) jest rewelacyjnym bramkarzem w obrębie własnej "świątyni". Raz natomiast przed stratą bramki uchronił Rekord słupek. 

 

Początek drugiej połowy to kolejne show "koncertu" Iwanka, jednak w końcu gliwiczanie zdołali znaleźć patent na zdobycie bramki. W 35. minucie, po wprowadzeniu tzw. lotnego bramkarza, Piast pokusił się o kontakt. Vinicius Lazzaretti przytomnie dopadł do odbitej piłki przez bramkarza Rekordu i umieścił ją w siatce. Na więcej defensywa Rekordu nie pozwoliła. W 38. minucie Zastawnik wcielił się w rolę bezwzględnego "kata", po raz kolejny wykorzystując błąd w szeregach gości. Tym samym przypieczętował awans Rekordu, ustalił wynik i skompletował hat-tricka.