Gdyby spoglądać na rywalizację w hali „Widok” przez pryzmat otwarcia i zamknięcia spotkania, to zapewne wskazano by „rekordzistów” jako zespół zwycięski. W 2. minucie po akcji Stefana RakiciaGustavo Henrique, prowadzenie dla gospodarzy zdobył Mikołaj Zastawnik. Bramkarz ekipy z Przemyśla Artur Kuźma skapitulował także na finiszu meczu, gdy zaskoczył go Henrique. Sęk jednak w tym, że ani gol otwierający rezultat nie zdeprymował konkurenta, ani ostatni nie był postawieniem pieczęci na udanym występie Rekordu...

Goście zagrali bez żadnych kompleksów, a w swoich ofensywnych zapędach byli wybitnie efektywni. 120. sekund po wspomnianym trafieniu Zastawnika, o odpowiedź po kornerze postarał się Artem Fareniuk. W 7. minucie nastąpiła powtórka z wątpliwej dla bielszczan rozrywki, bo Ukrainiec znów wznowienie z rogu hali okrasił bramkowym łupem. Szok i niedowierzanie? Dopiero nadszedł, gdy w 10. i 17. minucie Leo Santana znajdywał drogę do „świątyni” biało-zielonych. Ci na przerwę schodzili w nastrojach minorowych, z nadzieją jednak na remontadę. Bo zapomnieć nie można, że gole dla Eurobusu przedzielały obiecujące akcje Rekordu, w tym m.in. strzały w poprzeczkę i słupek autorstwa Rakicia.

Start drugiej części rozwiał wątpliwości. W 21. minucie Fareniuk przechwycił zagranie Matheusa, pewnie uderzył nie do obrony dla Krzysztofa Iwanka i bezpowrotny „odjazd” 4. zespołu po rundzie zasadniczej stał się przykrą rzeczywistością dla aktualnych mistrzów Polski. Jeszcze w 31. minucie przymierzył wprost do „sieci” najlepszy na parkiecie Fareniuk, a dodatkowy ból głowy w szeregach bielskiego Rekordu spowodował uraz Erica Panesa.

Czy w obliczu domowego pogromu futsaliści Rekordu Bielsko-Biała znajdą sposób, aby w Przemyślu losy rywalizacji o miejsce w „4” odwrócić? W weekend awansują do strefy medalowej tylko w razie 2-krotnego pokonania przeciwnika na jego terenie...