Ostatnie tygodnie nie są łatwe dla żeńskiego zespołu Rekordu. Multum absencji kadrowych, złe wyniki w lidze - nic więc dziwnego, iż pucharowym spotkaniem z GKS-em Katowice bielszczanki chciały sobie poprawić nastroje. O to jednak łatwo nie było, co pokazała pierwsza połowa, w której sporą przewagę osiągnęły przyjezdne, prowadzone pod egidą Witolda Zająca (notabene byłego "rekordzisty"). Katowiczanki w swych ofensywnych poczynaniach były jednak nader nieskuteczne. Nie można także pominąć dobrej formy bramkarki Rekordu, Wiktorii Berdys, która kilkukrotnie uratowała swoją drużynę przed stratą bramki. Ostatecznie goli w tej części meczu nie zobaczyliśmy. 

 

Po zmianie stron bielszczanki znacznie odważniej zagrały w ataku, co szybko przyniosło zamierzony rezultat. W 53. minucie gospodynie objęły prowadzenie po golu Katarzyny Moskały, która przeprowadziła efektowną i efektywną indywidualną akcję. Piłkarki "Gieksy" szybko jednak otrząsnęły się i 10. minut później ponownie mieliśmy remis. Katowiczanki na tym nie zamierzały poprzestać i w 78. minucie skutecznym strzałem bramkarkę Rekordu zaskoczyła Nikola Brzęczek. Zawodniczki Rekordu należy jednak pochwalić za konsekwencję, bowiem w doliczonym do wyrównania doprowadziła Zofia Śmietana, która spuentowała akcję Moskały. 

 

 

Regulaminowy czas gry nie przyniósł zwycięzcy, dogrywka również, choć w niej nie brakowało wrażeń. Szczególnie w jej drugiej części, gdy Anita Turkiewicz z bliskiej odległości "ostemplowała" poprzeczkę Rekordu. Kilka chwil później świetną interwencją wykazała się Berdys.

 

W rzutach karnych górą były jednak "rekordzistki" i to one finalnie cieszyły się z awansu do 1/16 finału Pucharu Polski Kobiet. Co warte podkreślenia, decydujący "cios" w konkursie "11" wymierzyła Wiktoria Nowak... golem od poprzeczki. To się nazywają nerwy ze stali!