Zgodni w owej materii byli po spotkaniu zakończonym remisem 2:2 szkoleniowcy obu ekip. – Musimy punkt uszanować, choć odczuwamy niedosyt, bo okazji na odniesienie zwycięstwa wypracowaliśmy sobie wystarczająco – zaznacza Tomasz Wuwer, trener miejscowych. – Robiliśmy błędy, które były kosztowne. Natomiast przebieg meczu mógł potoczyć się dla nas tak lepiej, jak i gorzej – to z kolei słowa jego vis-a-vis Dariusza Owczarczyka.

Szkoleniowcy najbardziej żałowali zdarzeń z pierwszej połowy meczu. Gospodarze w 11. minucie zmarnowali rzut karny, gdy golkiper Spójni wyczuł intencje strzelającego Szymona Płoszaja. Chwilę później snajper WSS w ostatniej chwili został zastopowany na 7. metrze przez obrońców zespołu z Zebrzydowic. Z kolei przyjezdni mogli na przerwę schodzić z minimalnym zapasem, lecz w sytuacji „oko w oko” z Wojciechem Woźniczką futbolówkę wysoko nad celem posłał Piotr Pastuszak.
 



W tej części meczu były także gole, które padły w odstępie kilkudziesięciu sekund. W 32. minucie z dośrodkowania Kamila Trzaskomy w „16” pożytek uczynił Krzysztof Skóraś. Wiślanie odpowiedzieli błyskawicznie – asystę Płoszaja efektownie sfinalizował „zdejmując pajęczynę” Szymon Woźniczka.

Połowa rewanżowa to zamiana ról. W 67. minucie po rzucie rożnym, dograniu Mateusza Tomali do Sz. Woźniczki i strzale głową pomocnika piłkarze WSS zdobyli nikłą przewagę. Stracili ją w minucie 76. Akcję zapoczątkował Grzegorz Kopiec, finalną „centrę” wykonał Arkadiusz Brachaczek, a na szczupaka Szymona Palucha golkiper gospodarzy nie znalazł recepty. Nie sposób pominąć fakt, że to wiślański zespół był w tym fragmencie konfrontacji aktywniejszy, ale widowiskowy rajd Jakuba Marekwicy zakończył zbyt lekki strzał bocznego obrońcy, a próba Doriana Chrapka po dośrodkowaniu Sz. Woźniczki ostemplowała słupek.