- Mecz otwarty. Z jednej, jak i z drugiej strony. Brakowało w nim jednak klarownych okazji, takich z gatunku stuprocentowych. Szanujemy jednak ten punkt, bo spotkanie równie dobrze mogło zakończyć się naszą przegraną, jak i wygraną, ale do końca nie jesteśmy zadowoleni - przyznaje Michał Adamus, trener Sokoła Zabrzeg. 

 

W pierwszej części inicjatywa należała po stronie bronowian. Już w 3. minucie Kacper Wizner trafił do siatki rywala, lecz sędzia gola nie uznał - spalony. Następnie jednak klarowną okazję mieli gospodarze. Adamus w sytuacji sam na sam został zatrzymany przez Joachima Giźlara. Na próżno doszukiwać się w tej części "fajerwerków". Z sytuacji godnych odnotowania: w 37. minucie Rafał Adamczyk "na raty" próbował pokonać Dawida Grabskiego, a chwilę później najlepszą sytuację dla Rotuza w pierwszej połowie miał Bartłomiej Świerkot groźnie uderzył, ale wprost w golkipera Sokoła. 

 

Po przerwie proporcje się odwróciły. Owszem, na początku drugiej części defensywę rywali postraszyli Adamczyk i Świerkot, ale nie były to tzw. setki. Z każdą kolejną minutą rosła jednak inicjatywa Sokola Zabrzeg, który w poprzednim tygodniu, w starciu z Czarnymi, pokazał że potrafi "ukąsić" swojego rywala. Bliski ku temu był Bartłomiej Kobiela, który nie skorzystał na dwóch wybornych szansach. W końcówce jeszcze na niczym zakończyła się próba Jakuba Mencnarowskiego głową i finalnie w meczu goli nie ujrzeliśmy. 

 

- Dopisujemy punkt po tym meczu, ale w głębi duszy, każdy z nas, czuje niedosyt, choć fakt - mogliśmy ten mecz przegrać. Cieszy mnie, że dobrze przestawiliśmy się na granie na naturalnej nawierzchni, cieszy "0" z tyłu oraz fakt, że piłkarsko był to nasz najlepszy mecz na wiosnę - mówi natomiast Jakub Kubica, szkoleniowiec Rotuza.