
Jak nie można meczu wygrać...
W tropikalnych warunkach przedstawiciele Wisły Strumień i Podhalanki stworzyli ciekawe widowisko, obfite w sytuacje bramkowe.
- Słabo weszliśmy w mecz, nie wyszliśmy z szatni. Czas jednak działał na naszą korzyść, choć w pierwszej połowie to Podhalanka prowadziła grę. Jeżeli nie możesz meczu wygrać, to trzeba go zremisować i zastosowaliśmy się do tego powiedzenia - przekonuje Krzysztof Dybczyński, opiekun futbolistów ze Strumienia.
70. sekund potrzebowała Podhalanka, aby cieszyć się z prowadzenia. Do siatki rywala trafił Mikołaj Stasica, który golem spuentował dwójkową akcję z Mateuszem Balcarkiem. Jak się później okazało, było to jedyne trafienie w tej części meczu. Tuż przed przerwą zespół z Milówki miał stuprocentową szansę, aby podwyższyć rezultat, jednak M. Balcarkowi zabrakło minimalnie szczęścia przy próbie sam na sam. Wcześniej, po stronie Wisły dwukrotnie groźnie uderzał Jakub Puzoń.
Druga połowa zaczęła się idealnie dla gospodarzy. W 48. minucie do siatki rywala trafił doświadczony Bartosz Wojtków. To trafienie nadało rumieńców widowisku. Obie drużyny ambitnie dążyły do przeciągnięcia szali wygranej na swoją stronę. Po stronie Wisły na listę strzelców mógł wpisać się ponownie Wojtków, z kolei ze strony Podhalanki w słupek trafił Mikołaj Franusik. Wynik 1:1 utrzymał się więc do ostatniego gwizdka sędziego.