
Jak w bokserskim ringu
Spotkania między Wisłą Strumień a Sokołem Słotwina przyzwyczaiły nas do emocji. Na jesień bezpośrednia konfrontacja tych drużyn zakończyła się wynikiem 6:6. Jak było w rewanżu?
W pierwszej połowie nic nie zwiastowało emocjonującego widowiska. Obie drużyny badały nawzajem swój potencjał, przez co sytuacji strzeleckich było jak na lekarstwo. Optyczna przewaga przemawiała delikatnie za Wisłą, ale to ekipa ze Słotwiny miała lepsze okazje. Najlepszą próbę odnotował pod koniec pierwszej części Wojciech Wróbel, który trafił w poprzeczkę.
W drugiej połowie zarówno Wisła, jak i Sokół, wrzucili na wyższy bieg. Skorzystali na tym kibice, którzy zobaczyli przednie widowisko i dużo otwartej gry. Z goli: na 1:0 trafił Artur Miły, który wyprowadził Wisłę na prowadzenie, trafiając bezpośrednio z rzutu rożnego. W 69. minucie do remisu doprowadził Konrad Wojciuch po dobrze rozegranym rzucie z autu. Sytuacji bramkowych było jednak na potęgę i można było nimi obdarować kilka spotkań. W drużynie ze Słotwiny próbowali Szymon Nikiel, który trafił w poprzeczkę, Przemysław Jurasz, Kacper Dunat czy Damian Stawicki. Wisła nie zamierzała pozostać dłużna, ale też zawodziła skuteczność przy okazjach Marcina Urbańczyka, Jakuba Puzonia czy Łukasza Mozlera.
- Remis jest wynikiem sprawiedliwym, choć bardziej adekwatnym wynikiem byłoby 6:6, jak na jesień - uśmiecha się Mateusz Szatkowski, trener Wisły. - Owszem, było sporo sytuacji w tym meczu. Szczególnie druga połowa była wymianą ciosów, bez trzymania gardy. Kibice zobaczyli fajne spotkanie - dodaje natomiast P. Jurasz, szkoleniowiec Sokoła.