Marcin Stefanowicz zasiadał na ławce trenerskiej Orła przez pięć lat. Był to okres udany zarówno dla klubu, jak i dla samego szkoleniowca. Orzeł systematycznie, krok po kroku, czynił progres, o czym świadczy fakt, że Orzeł zakończył minioną rundę po raz trzeci z rzędu w pierwszej "5" w tabeli bielskiej A-klasy. Po rundzie jesiennej nadszedł jednak czas na zmiany. Stefanowicz objął LKS Bestwina, a w Orle jego miejsce zajął Jakub Kania. Jakie więc były przyczyny tej decyzji? 

 

- Doszedłem do wniosku, że konieczne są zmiany i rozwój. Nie chodzi tu tylko o kwestie sportowe – nie ukrywajmy, Orzeł zawsze będzie klubem, który mam głęboko w sercu. Jako trener jednak poczułem potrzebę nowego bodźca. Rozwijam się po to, by stawiać kolejne kroki i sięgać wyżej. Wciąż pozostaję w zarządzie Orła, ale po pięciu latach pracy w strefie komfortu, gdzie udało się osiągnąć wiele, nadszedł odpowiedni moment, by zrobić krok do przodu. Decyzja ta nie była łatwa – spędziłem lata, widząc stały progres, osiągając wyniki, budując zespół. Świadomość, że miałem udział w tych sukcesach, wzrusza. Dziś jednak wiem, że to była dobra decyzja – bo nigdy nie ma idealnego momentu, by odejść - mówi w rozmowie z naszym portalem Stefanowicz. 

 

Nie ma co ukrywać, miniona runda nie była udana dla bestwinian. Jak jednak przekonuje nasz rozmówca, wciąż tkwi w tym zespole spory potencjał. - Przejąłem drużynę na 11. miejscu, z dużym potencjałem sportowym. Wszystko zależy od nas – od tego, jak przepracujemy okres przygotowawczy. Na pewno dużym plusem jest to, że zawodnicy są otwarci na współpracę i chcą działać. Naszym celem jest stopniowy rozwój aspektu sportowego. Nie stawiamy sobie wygórowanych celów – chcemy regularnie punktować i wzmacniać mentalność drużyny. Wiemy, że poprzednia runda nie była idealna, ale mamy jasny plan na przyszłość - zdradza szkoleniowiec.