Jerzy Schreiber w STREFIE WYWIADU: pasjonat i wychowawca
Kolejnym gościem wtorkowej STREFY WYWIADU jest Jerzy Schreiber - trener, wychowawca, działacz. Osoba mocno związana z tenisem stołowym i Żywcem. Od 2000 roku pracuje z zawodnikami klubu LITS Anders Jedność Żywiec. Wychował liczne grono reprezentantów Polski i medalistów mistrzostw Polski. Nasz rozmówca jest także przewodniczący Wydziału Szkolenia Śląskiego Związku Tenisa Stołowego oraz trenerem wojewódzkiej kadry młodzików. SportoweBeskidy.pl: Jak pan ocenia kondycję polskiego tenisa stołowego? Jerzy Schreiber: Mamy do czynienia z niezbyt dobrym okresem. Nie będę wspominał czasów świetności, bo to historia, ale obecnie jesteśmy europejskim średniakiem. Gdy grał Andrzej Grubba czy Leszek Kucharski było zdecydowanie lepiej. Wówczas odnosiliśmy sukcesy na arenie międzynarodowej. W pewnym aspekcie jest jednak poprawa. W tenisa stołowego gra więcej osób, powiększyło się grono amatorów i weteranów. Ilość nie przekłada się na jakość na najwyższym szczeblu. Trzeba jednak przyznać, że nasza liga jest jedną z lepszych w Europie. Kluby ekstraklasy zatrudniają zagranicznych zawodników. Są Czesi, Tajlandczycy i oczywiście Chińczycy. Z jednej strony ich obecność podnosi poziom ligi, z drugiej zabiera miejsca Polakom. Natomiast jeśli chodzi o młodzież, to od 20, 30 lat jesteśmy równorzędnymi rywalami dla innych europejskich nacji. Celowo mówię tylko o Europie, bo na świecie dominacja Azjatów, z Chińczykami na czele, nie podlega dyskusji. Nasi juniorzy zdobywają medale. Problem pojawia się w momencie przejścia do seniorów. Na tym etapie coś szwankuje. Nie mamy patentu, zawodnicy stają w miejscu, a ich rówieśnicy z innych krajów robią postępy. Pingpongista rozwija się do wieku dwudziestu kilku lat. Zawodzi szkolenie na początkowym etapie gry w seniorach. Juniorzy zdobywają medale mistrzostw świata i Europy, a potem się gubią, rezygnują z gry.
SportoweBeskidy.pl: Ta tendencja ma przełożenia na nasze województwo i Podbeskidzie? J.S.: Kiedyś sport na Śląsku napędzały pieniądze z kopalni. Wówczas byliśmy potęgą. Teraz jest gorzej, ale nie jest źle. Na Śląsku jest najwięcej klubów, wskazuje na to ilość wykupionych licencji. Jest dużo młodzieży. Praktycznie w każdym roku mamy medalistów mistrzostw Polski. Kiedyś kluby ze Śląska ściągały zawodników z całego kraju. Teraz jest odwrotnie. My szkolimy tenisistów, a oni rozjeżdżają się po Polsce. Na Podbeskidziu mamy przede wszystkim BISTS Bielsko-Biała, który gra w I lidze. W tym klubie od pewnego czasu szwankuje jednak szkolenie młodzieży. Jest Cukrownik Chybie z I-ligową drużyną kobiet, czechowicki MKS z zespołami żeńskim i męskim występującymi w II ligach opolsko-śląskich oraz LUKS Węgierska Górka, który pewnie zmierza do II ligi mężczyzn. Bracia Madejowie podnieśli ten klub. Dobrze wygląda w nim praca z młodzieżą. Jesteśmy także my, czyli LITSTS Anders Jedność Żywiec.
SportoweBeskidy.pl: Słów kilka o klubie, w którym jest pan trenerem. J.S.: Aktualnie mamy drużyny w II, III i IV lidze, w III nawet dwie. W IV i III lidze grają przede wszystkim juniorzy. Jesteśmy czołowym klubem w województwie. W zeszłym roku zajęliśmy czwarte miejsce na sto klubów. Funkcjonujemy od piętnastu lat. Pracujemy z dziećmi i młodzieżą. poza mną zajęcia prowadzą Adam Jurasz, wicemistrz paraolimpijski z Aten oraz Waldemar Pal, nasz drugoligowy zawodnik. W klubie jest ponad 40 zawodników, wraz ze szkółką, w której trenuje kilkunastu młodych adeptów pingponga. Mamy pewne aspiracje, być może powalczymy o I ligę. Wiadomo, że wszystko zależy od finansów. Mamy wychowanków, którzy mogliby do nas wrócić i spokojnie powalczyć o awans.
SportoweBeskidy.pl: Wspomniał pan o szkółce. W jakim wieku najlepiej rozpocząć treningi? J.S.: Im wcześniej, tym lepiej. Mamy w tej chwili kilku przedszkolaków. Pierwsza bądź druga klasa szkoły podstawowej to czas najwyższy, jeśli chce się osiągnąć dobry wynik w przyszłości. W naszym kraju funkcjonują kategorie żaków i skrzatów. Już na tym szczeblu odbywają się zawody ogólnopolskie.
SportoweBeskidy.pl: Przyszłość polskiego tenisa stołowego. W jakich barwach ją pan postrzega? J.S.: Według mnie najistotniejszą kwestią, którą należy rozwiązać w sposób systemowy, jest zapewnienie wyszkolonej kadry trenerskiej. Przede wszystkim dotyczy to trenerów tzw. pierwszego kontaktu. Nikt nie będzie za 300, 400 zł pracował w klubie. Niestety zawodnicy kończą kariery i nie szkolą młodzieży, idą do pracy, bo mają na utrzymaniu rodziny. Trenerami zostają nieliczni, fanatycy i pasjonaci. Obawiam się o przyszłość tenisa. Kiedyś pracowało się półspołecznie, dzisiaj tego nie ma i to jest zrozumiałe. Żeby wychować mistrza najpierw trzeba go znaleźć i nauczyć podstaw. To jest fundament. Jego brak zachwieje całą dyscypliną. Więcej środków z ministerstwa powinno przeznaczać się właśnie na szkolenie na etapie początkowym.
SportoweBeskidy.pl: Opiekuje się pan wojewódzką kadrą młodzików. Na czym polega pańska rola? J.S.: Środki na kadrę przeznacza Wojewódzka Federacja Sportu oraz Urząd Wojewódzki. Kiedyś liczyła ona 40 osób, aktualnie 18. Niestety rok w rok jest mniej kadrowiczów. Mamy dwa obozy w roku, w lecie i zimą. Z zawodnikami spotykam się także podczas zawodów. Nie ma niestety środków na konsultacje i inne wspólne zgrupowania. Na podstawie rankingów wybieramy najlepszych. W ubiegłym roku mieliśmy medalistę mistrzostw Polski. W tym roku prawdopodobnie też. Chłopak z Mysłowic po trzech turniejach jest drugi w klasyfikacji. Medale jako województwo zdobywamy systematycznie, należymy do czołówki w skali całego kraju.
SportoweBeskidy.pl: Na koniec pytanie o kondycję żywieckiego sportu w ujęciu ogólnym. Jak pan ocenia sytuację? J.S.: Przede wszystkim brakuje w Żywcu hali z prawdziwego zdarzenie. Bardzo chętnie podjęlibyśmy się organizacji zawodów rangi wojewódzkiej. Na takim turnieju musi być od 12 do 16 stołów. Niestety nie ma w Żywcu hali spełniającej takie wymagania. Są takowe, ale w okolicy, m.in. w Węgierskiej Górce czy Łodygowicach. Trenujemy w dobrych warunkach, miasto nam pomaga, to trzeba oddać, ale turnieju nie zrobimy. Brak takiego obiektu doskwiera nie tylko nam. Niedawno mieliśmy w mieście siatkarzy walczących o II ligę. Rozjechali się po innych klubach, bo u nas w II lidze nie byłoby gdzie grać. Nieźle ma się piłka nożna, są trzy kluby. Dobre wyniki osiągają łucznicy. Nie umniejszam ich sukcesów, ale mistrzostwa Polski w łucznictwie, można porównać do mistrzostw powiatu w tenisie stołowym. Chodzi o ilość klubów i zawodników uprawiających obie dyscypliny. Jest jeszcze biatlon, który podobnie jak tenis stołowy i łucznictwo jest dyscypliną niszową.
SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. J.S.: Dziękuję.