Tuż po zremisowanym meczu Górali z Widzewem zadzwonił do mnie mój przyjaciel, trener piłki nożnej, uznany za szkoleniowca 90-lecia na Podlasiu...

wojtulewski

Znakomity człowiek. "Żubr", Grzegorz Szerszenowicz. Przed laty prowadził wiele zespołów naszej Ekstraklasy do sukcesów. Na przykład z Lechem Poznań wygrał Puchar Polski. Zapewne trochę ironizując twierdził, że Podbeskidzie to dziś najlepsza drużyna naszej Ekstraklasy, bo z tak słabym bramkarzem, jak Rybansky nawet mój ulubiony Bayern Monachium nie wygrałby żadnego meczu ligowego. Sam nie wiem, ile jest w tym obiektywnej prawdy. A mówiąc szczerze z tym twierdzeniem mojego przyjaciela nie zgadzam się. Uważam bowiem, że Rybansky całkiem nieźle gra na przedpolu. Na uznanie zasługuje jego gra nogami przy odbijaniu dolnych piłek. A jak się przeprowadzi dokładną analizę, to żadna ze straconych przez Górali bramek nie była jego 100-procentową winą. Bramkarzowi Górali należy się wsparcie ze strony kierownictwa klubu i sztabu szkoleniowego. I to otrzymuje, od trenera Czesława Michniewicza i prezesa Wojciecha Boreckiego.

Górale zaczynają grać coraz lepiej. Od czterech kolejek nie przegrali meczu. I jakby powiedział menedżer Grzegorz Więzik nikt już im nie wyłącza prądu. Mają siłę, dynamikę i walczą przez cały mecz. A Rybansky to sympatyczny facet i choć gra coraz lepiej, momentami w bramce jest pogubiony. Już w Dankowicach, w wygranym meczu sparingowym z Górnikiem Zabrze 5-2, widać było poprawę w grze Górali, a potwierdzili to w piątek w Łodzi. Wszyscy liczymy na udany debiut w Podbeskidziu Macieja Iwańskiego. Bo każdy wie, że umie grać w piłkę i oby mu się „chciało chcieć” i był takim powracającym z zagranicy Tomaszem Frankowskim z Jagiellonii, który tydzień temu pożegnał się ze swoimi kibicami. Miałem zaszczyt i przyjemność wraz z prezesem Podbeskidzia Wojciechem Boreckim uczestniczyć w benefisie tego wspaniałego piłkarza i wręczyć mu na pamiątkę piękną paterę za wspaniałą piłkarską karierę. Frankowski to postać wyjątkowa w polskim futbolu. Na boisku i poza nim.

A wracając do piątkowego meczu Podbeskidzia z Widzewem to się przyznam, że od lat darzę sympatią łódzką drużynę i ten widzewski charakter. Ale wśród łodzian w wyjściowej jedenastce było tylko trzech zawodników z Polski. Mielcarz, Kaczmarek i Stępiński. To dziś piłkarska wieża Babel złożona z delikatnie mówiąc średniej jakości zawodników od „Prybałtyki” z tak nachalnie lansowanym przez sprawozdawców tego pojedynku, bo rozegrał swój najgorszy mecz w naszej lidze, Eduardsem Visnakovsem, do grupy słabych zawodników z czarnej Afryki. Szkoda mi kibiców Widzewa, bo jak tu wspierać taką „międzynarodówkę” piłkarską. U nas w TS na szczęście lepiej, bo w wyjściowej jedenastce trzech wychowanków z regionu: Sokołowski, Górkiewicz, Bujok. No i trzech z Euroregionu Beskidy: Sloboda, Rybansky, Urban. Tu jesteśmy od łodzian znacznie lepsi. Myślę, że niebawem zaśpiewamy z radością i pełną piersią – „Idzie, idzie Podbeskidzie”.

Ale jeszcze chcę wspomnieć o jednym prawdziwym łodzianinie, bo rodem z Aleksandrowa Łódzkiego. Myślę o Ebim Smolarku. Pamiętacie jego bramkę w błocie strzeloną Bełchatowowi i dającą Jagiellonii remis, a Podbeskidziu utrzymanie w Ekstraklasie? Na pewno! Kibice w Bielsku-Białej chcieli Ebiemu wtedy postawić w naszym mieście pomnik za bramkę ratującą Górali przed spadkiem. Za kilka dni mecz z Jagiellonią w Bielsku. Ebi szuka klubu w Holandii. Franek się relaksuje po wspaniałej sportowej karierze, a my oczekujemy od Górali trzech punktów z Żubrami. I jak się to mówi – jeden punkt w Łodzi to ważny punkt, ale na Żubrach choć rozgromili „Niebieskich” 6-0, liczymy na trzy.

Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski