Skoczowski Beskid zremisował pięć z sześciu tegorocznych pojedynków, pokonał tylko najsłabszą z tabeli Sołę Kobiernice. Lider PROFI CREDIT Bielskiej Ligi Okręgowej roztrwonił w ten sposób przewagę nad grupą pościgową. Kolejna wpadka oznaczałaby pożegnania się z eksponowanym „fotelem”. Beskid Skoczow rusek

Kibice w Skoczowie byli świadkami jednostronnego widowiska. Przewaga gospodarzy nie podlegała dyskusji, przełożyła się na pięć goli. W premierowej odsłonie padł tylko jeden. Tuż przed jej końcem Michał Grześ zagrał „miękką” piłkę nad obrońcami, ta dotarła do Kamila Janika, który uderzył technicznie i precyzyjnie. Goście mogli przed przerwą ponieść większe straty, ale wobec nieskuteczności rywala do tego nie doszło. – Wygraliśmy 5:0, ale paradoksalnie skuteczność nie była naszą mocną stroną. Na pewno przeanalizuję zapis video z tego meczu. Myślę, że skuteczność oscylowała w okolicach 50 procent – klaruje Mirosław Szymura, trener Beskidu. O czym mowa? Kamil Sornat dwukrotnie był bliski wpisania się na listę strzelców po dośrodkowaniach z rzutów rożnych, dwukrotnie uderzał głową z bliska. Nie popisał się Krzysztof Surawski, zmarnował dwie sytuacje sam na sam, brakowało napastnikowi zdecydowania.

Gospodarze na początku drugiej połowu zadali drugi, zarazem decydujący cios. Wojciech Padło przyjmując futbolówkę wystawił ją na strzał Janikowi, ten ponownie uderzył technicznie i precyzyjnie. – Czuliśmy, że po drugiej bramce przejmiemy całkowitą kontrolę nad meczem. Zaczęliśmy grać z polotem, nasza gra mogła się podobać, graliśmy na luzie, odblokowaliśmy się – ocenia nasz rozmówca.

Zanim piłkarze Beskidu poszli za ciosem, wyborną okazję zmarnowali goście. Zamykający akcję Paweł Suski z metra trafił w słupek. Ani wcześniej, ani później nie wypracowali sobie lepszej sytuacji strzeleckiej. Bramce rywala zagrażali głównie po stałych fragmentach gry, podczas których rosłemu Dariuszowi Chowańcowi życie skutecznie uprzykrzał Padło. Po drugiej stronie boiska nie było zawodnika, który potrafiłby zastopować ataki skoczowian. W 66. minucie Wojciech Struś wykończył kontratak, zarazem podanie Janik. Na kwadrans przed końcem rywalizacji drużyna z Żabnicy straciła zawodnika – Mateusz Małaczek został ukarany czerwoną kartką – a następnie dwa gole. Nie do obrony huknął z woleja po dośrodkowaniu z bocznego sektora Łukasz Zaremski, a Daniel Flejszman sfinalizował jeden z szybkich wypadów Beskidu na połowę przeciwnika. Gospodarze w końcówce mogli "podkręcić" rezultat. Padło w sobie wiadomy sposób spudłował z dwóch metrów, wcześniej Struś w kluczowym momencie nie trafił w piłkę. – Odnieśliśmy wysokie i zasłużone zwycięstwo. O dziwno nie graliśmy dużo lepiej niż na przykład z LKS-em Leśna. Cieszę się, że w końcu się przełamaliśmy. Szkoda, że nie udało nam się tego dokonać nieco wcześniej. Potrzebowaliśmy takiego meczu, takiego zwycięstwa – podsumowuje zadowolony trener Szymura.

Beskid Skoczów – Metal Skałka Żabnica 5:0 (1:0) 1:0 Janik (42') 2:0 Janik (48') 3:0 Struś (66') 4:0 Zaremski (85') 5:0 Flejszman (90')

Beskid: Trojanowski – D.Ihas, Zaremski, Sornat, Marek, Grześ, Padło, Bezeg (80' Jasiński), Ferfecki (65' Kisiała), Janik (70' Flejszman), Surawski (46' Struś) Trener: Szymura

Skałka: Nowakowski – Denys, Kumorek, Małaczek, Karpeta, Suski, Błachut (75' Kasperek), Szwarc, Kochutek, Chowaniec, Natanek (85' Stawicki) Trener: A.Śliwa