Dzisiejsze spotkanie w Cieszynie obfitowało w olbrzymie emocje dosłownie od pierwszego gwizdka sędziego. Wobec pomyłki defensorów Wisły „oko w oko” z Bartłomiejem Grabowskim stanął po kilkunastu sekundach Ireneusz Jeleń, ale piłka przeleciała obok słupka. W odpowiedzi ekipa ze Strumienia... strzeliła gola. Dośrodkowanie Mateusza Kiełkowskiego, jak również niezbyt dobre wybicie cieszyńskiego golkipera, spuentował celną dobitką Artur Miły, który tym samym zapoczątkował swój indywidualny popis. W 9. minucie cieszył się powtórnie, gdy wpadł w pole karne i podwyższył zaliczkę zabójczo skutecznej w tym fragmencie batalii Wisły.

Gospodarze nie zostali bynajmniej znokautowani. Po wznowieniu gry od środka Jeleń zaliczył trafienie kontaktowe. Za moment znów działo się wiele znaczącego dla losów potyczki. Wychodzącego na idealną pozycję strzelecką Mateusza Szatkowskiego powalił na murawę Dawid Plinta, przypłacając akcję ratunkową wykluczeniem w 12. minucie rywalizacji. Co ciekawe, goście nie przejęli inicjatywy w sposób niepodważalny. O ile w 21. minucie Miły „upolował” hat-tricka, tak w 26. minucie Maciej Kaczmarczyk główkował nie do obrony po „centrze” Jelenia ze skrzydła. – Pomyśleliśmy najwyraźniej, że grając w przewadze mecz sam się wygra. W defensywie byliśmy bardzo bojaźliwi – opowiada Krzysztof Dybczyński, szkoleniowiec strumienian.

Druga połowa także swój koloryt miała. W 52. minucie do prostopadłego podania dopadł Bartosz Wojtków i z roli egzekutora wywiązał się wyśmienicie. I to zdarzenie nie podłamało gospodarzy. Dowodem na to 64. minuta i odpowiedź Jelenia. – Właściwie cały czas byliśmy „pod tlenem”. Nie poddaliśmy się, choć przy mniejszej liczbie zawodników na boisku zadanie mieliśmy utrudnione – zauważa trener cieszynian Sławomir Machej.

Dopiero od stanu 4:3 dla przyjezdnych piłka wpadała już wyłącznie do bramki Piasta. Na bohatera wyrósł w szeregach Wisły Miły, który popisał się rzadkim wyczynem skompletowania 5 goli. Mecz miał natomiast wyjątkowo otwarty przebieg, by wspomnieć, że sam Adam Molasy po wejściu na murawę mógł jeszcze przywrócić miejscowym nadzieję na zwiększenie dramaturgii finiszu pucharowej konfrontacji. Elementu zaskoczenia, przy znaczącej przewadze optycznej, brakował też drużynie, która sięgnęła po przepustkę do kolejnej rundy.