We współczesnym sporcie wyczynowym rządzi kasa. Nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej. Oczywiście, składowych czynników, by wspiąć się na wyżyny wskazać można o wiele więcej i nie są one bez znaczenia. Nie czas i miejsce, aby je wymieniać... Pieniądz sam w sobie sukcesu nie gwarantuje, ale już byt – jak najbardziej. O ile kieszenie dziurawe być jeszcze mogą, bo coś w nich zawsze zostanie, to muszą zostać uprzednio napełnione. Najlepiej sowicie. A z tym problem jest coraz większy.

MN felieton Gdy pisze się o kasie w sporcie, prawie każdorazowo dotyka się drażliwej materii. Wszystkim przecież jej na swój sposób brakuje. Poziom rozgrywek nie ma tu zasadniczo znaczenia. Brakuje milionów, albo po prostu tysięcy czy setek. Skala mniejsza to nasze rodzime „podwórko” beskidzkie. Słowo kryzys – w obliczu tego, co dzieje się w polskim (czyt. śląskim) górnictwie – to pewnie i nadużycie. Natomiast mam nieodparte wrażenie, że znakiem czasu jest pewna tendencja, która na futbolową przyszłość w regionie wywrzeć może kolosalny wpływ.

Zauważyliście? Coraz bardziej puste – i niestety coraz wyraźniej puste – są klubowe zasoby. Wycofanie się przed dwoma laty Wilamowiczanki Wilamowice z rozgrywek „okręgówki” nie było „widzimisię” prezesa klubu. Wcześniej w gruzach legła drużyna z Pewli Małej. Nie inaczej zakończyły się niedostatki w budżecie Halnego Przyborów, Sokoła Zabrzeg czy Halnego Kalna. A dziś? Nie przelewa się w Koszarawie Żywiec, o zaprzestaniu wydawania środków na drużynę seniorów mówi wprost prezes Pasjonata Dankowice. Co robić dalej zastanawiają się w Ciścu... Wszędzie patrzy się na dwa słupki – koszty i przychody, a równowagę zachować coraz trudniej.

W ograniczeniu środków finansowych widzę jednak... szansę i nie jest to przejaw braku rozwagi czy nadmiernego optymizmu. Będąc jeszcze w „podstawówce” bywałem nieraz na meczach Sokoła Buczkowice. Wielki futbol widziało się niemal wyłącznie na ekranach telewizorów, ale emocje podwórkowe wcale mniejsze nie były. W Sokole grały „swoje chłopaki”, osoby, które choćby z widzenia kojarzyło się właśnie z Buczkowic. Kibicowało się swoim – kuzynom, wujkom, sąsiadom, zwyczajnie – znajomym. Nawet parę złotych do puszki na klub zdarzało się wrzucić. Istniało coś takiego, jak tożsamość klubowa, lokalna, która z czasem zatraciła się. Bywało, że i Sokół stał się zwyczajnie obcy. Zawodnicy „nołnejmy” przyjeżdżali, rozgrywali mecz, czasem zgarniali kasę. Interes kręcił się. Ale nie było już tak samo.

Czy stare „wróci”? Pewnie nie. Ale z czasem „armii zaciężnych” w A-klasie, „okręgówce” czy nawet ligach wojewódzkich będzie coraz to mniej. Może nawet znikną zupełnie, bo dziś każdy grosz się liczy. W sporcie szczególnie. Jan Kowalski, mieszkaniec Bestwiny, nie pójdzie grać do Żywca, tak jak i Jan Kowalski, mieszkaniec Ustronia, nie zostanie nowym nabytkiem Świtu Cięcina, a Jan Kowalski z Radziechów nie przeniesie się za piłkarskim groszem do Chybia. I żeby była jasność – nie mam nic przeciwko godnemu płaceniu za grę. W klubach niższych klas jesteśmy na finansowym zakręcie. Być może w jego najbardziej niebezpiecznym punkcie. Przy tym wszystkim pojawi się większa grupa uzdolnionej młodzieży, bo to naturalne i logiczne rozwiązanie. Czyż nie o to nam chodzi?

PS. Wczoraj przywitał się z Wami Kuba Abrahamowicz. Lekturę nieco innego gatunku będzie dostarczał w czwartki. Na sport spojrzymy dzięki temu z odmiennej perspektywy. Będzie to taka terapia „leczenia się śmiechem”. Fajnie!

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl