Decyzją sztabu szkoleniowego do podstawowego składu „Górali” powrócił strzegący dziś bramki gości Matvei Igonen. I ze swej roli musiał błyskawicznie się wywiązać. Zagłębie zaatakowało, ale Estończyk nie dał się zaskoczyć. W 2. minucie obronił zarówno strzał Wojciecha Szumilasa, jak i natychmiastową dobitkę Maksymiliana Banaszewskiego. Sytuacja ta może i nie ostudziła zapędów gospodarzy, ale stanowiła ostrzeżenie dla piłkarzy Podbeskidzia, którzy szyki obronne zdołali odpowiednio ustawić. Dopiero w 25. minucie ponownie czujność Igonena sprawdził Szumilas. Efekt był podobny do tego z fazy wstępnej dzisiejszej potyczki.

Goli przed pauzą żadna ze stron się nie doczekała. Ale bez wątpienia w lepszych nastrojach na nią udali się bielszczanie, choć kolokwialnie rzecz ujmując w premierowej odsłonie nie zrobili „sztycha”. Optymizm wspomniany to następstwo zdarzenia z 40. minuty. Sebastian Bonecki wpierw dopuścił się faulu kosztem Arthura Vitellego, a że wdał się w „pyskówkę” z arbitrem, to ten ukarał go żółtymi kartkami oraz „cegłą”.

Natychmiast po powrocie na murawę bielski zespół poczuł, że może Zagłębie zaskoczyć. Uderzali w kierunku bramki Maksymilian SitekEmre Celtik, ale obie próby dostatecznie dobre nie były. W 53. minucie w obrębie „16” Podbeskidzia doszło do starcia Daniela Mikołajewskiego Szymonem Sobczakiem. Jego konsekwencją był rzut karny dla przeciwnika i egzekucja autorstwa poszkodowanego. Przy niekorzystnym dla siebie obrocie spraw podopieczni Dariusza Żurawia coraz częściej faulowali, zbierając kartkowe upomnienia. Przewagę liczebną, z której o dziwo nie wynikało nic dla Podbeskidzia pożytecznego, posiadali do 85. minuty, gdy do szatni odesłany został Vitelli. Natychmiast po wyrównaniu sił goście wypracowali sobie najlepszą okazję w poniedziałkowy wieczór. W 88. minucie Roman Goku przeniósł piłkę ponad poprzeczką... Nic więcej też bielszczanie nie wskórali w doliczonym fragmencie do czasu regulaminowego i zanotowali dotkliwą porażkę w toczącej się batalii o udział w barażach.