Początkowy fragment spotkania upłynął w dobrym, piłkarskim tempie, jednak w ofensywnych poczynaniach obu ekip sporo było chaosu i niedokładności. W 9. minucie przed dobrą szansą stanął Matvei Yevtyschenko, który znalazł się w sytuacji sam na sam, lecz zbyt długo zwlekał z decyzją. Identyczną okazję napastnik miał także w 30. minucie. Chwilę później to “Goczały” były bliskie szczęścia - “na posterunku” stał jednak Jan Syc, który popisał się dobrą interwencją. W 37. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Karol Lewandowski, lecz piłka przeleciała nad bramką. W 40. minucie BKS trafił do siatki za sprawą Jakuba Loranca, natomiast arbiter gola nie uznał - spalony. Pierwsza połowa zakończyła się więc bezbramkowym remisem, choć w końcówce to goście zaprzepaścili klarowną okazję. 

 

Ze sporym, ofensywnym animuszem wyszły obie ekipy na drugą połowę. Od jej startu na placu gry było dość ciekawie. Dość szybko zaowocowało to trafieniem. W 52. minucie Yevtyschenko zagrał na lewe skrzydło do Karola Lewandowskiego, a ten “po profesorsku” przełożył do prawej i przymierzył po długim rogu. Chwilę później mogło być 2:0, lecz zimnej krwi zabrakło Kamilowi Dokudowcowi. W 60. minucie to “Goczały” były bliskie wyrównania. Świetnie jednak piłkę z linii bramkowej wybił Błażej Porębski. 

 

W 65. minucie goście wykazali się skutecznością. Zawodnik “dwójki” LKS-u dopadł do piłki odbitej przez Syca po rzucie wolnym i umieścił ją w siatce. Bialska Stal niemal z miejsca ruszyła do odmiany losów meczu. Lewandowski próbował lobować bramkarza z dystansu, Dokudowiec nie wykorzystał pojedynku “oko w oko” z bramkarzem… W końcu jednak sprawy w swoje ręce wziął niezawodny Tomasz Janik, który nawet jak wchodzi z ławki rezerwowych, to stanowi niesamowitą wartość dla bialskiej Stali. W 78. minucie pięknie przymierzył z okolic 25. metrów. Kibice Stali odetchnęli z ulgą, gdy 4. minuty później Mykola Markov sprytną "wcinką" pokonał bramkarza LKS-u i mecz zakończył się wygraną BKS-u 3:1.