W 11. minucie zawodnicy z Hecznarowic przeprowadzili efektowną i efektywną kontrę, w której główną rolę odegrał przedzierający się lewym skrzydłem i celnie uderzający na bramkę Marquinhos. Goście, dzięki zdobyciu szybkiej zaliczki, operowali w niskiej obronie, szukając przy tym okazji do kontr. I owszem, sytuacje dające opcję dołożenia kolejnego gola dla Sokoła były, ale Marquinhos i Patryk Walczyk nie wykazali się skutecznością. Nie to było jednak gorsze. Piłkarzom Sokoła przydarzyły się w 18. i 28. minucie pomyłki w defensywie, co rywale skrzętnie wykorzystali, udając się na przerwę ze skromną przewagą, zgodną zresztą z mianem faworyta.

Równie zaciętej walki po pauzie już nie było, choć podopiecznym Tomasza Sali ambicji odmówić nie można. Ot, argumenty piłkarskie należały do MKS-u. – Goniąc wynik musieliśmy się odkrywać, a nie jesteśmy na tyle mocni, aby z zespołem z ligowej czołówki rywalizować równorzędnie przez pełne 90. minut. Swoje zrobiły też warunki fizyczne piłkarzy z Lędzin, przez co wszelkie dośrodkowania czy rzutu z autu wykonywane przez gospodarzy sprawiały nam sporo kłopotów – opowiada szkoleniowiec reprezentanta bielskiego podokręgu.

W 60. i 80. minucie futbolówka kończyła lot w „świątyni” Sokoła. I to najważniejsze zdarzenia, bo pieczętujące mimo wszystko pewną wygraną lędzinian na własnym terenie nad ekipą starającą się o pozostanie na szczeblu „okręgówki”. Z ofensywnych zakusów gości z tego fragmentu spotkania, odnotować można precyzyjną wrzutkę Maksymiliana Cepigi, lecz z wykończeniem głową Dominika Natanka dalekim od ideału.