Wilkowiczanie w środę fetowali zwycięstwo w prestiżowym meczu przeciwko ekipie BKS-u Stali. To spotkanie miało swoje konsekwencje. – Dało nam wyraźnie się we znaki. Brakowało świeżości, a przy problemach kadrowych mocno ograniczało to jakiekolwiek pole manewru po naszej stronie – mówi Krzysztof Bąk, szkoleniowiec piłkarzy z Wilkowic, wśród nich ponownie zabrakło ofensywnego tercetu w osobach Dominika Kępysa, Mateusza FiedoraJakuba Caputy.

Na przerwę gospodarze schodzili rozczarowani. W 26. minucie mocnym strzałem pod poprzeczkę sposób na Richarda Zajaca znalazł Oleksandr Apanchuk, ale wynik wcale korzystny dla gości z Czańca być nie musiał przy okazjach, jakie GLKS Nacomi miał. Po minięciu obrońców LKS-u prawą nogą niecelnie uderzył Maciej Marzec, a Jonatan Mędrek z najbliższej odległości spudłował obok słupka po uprzednim „wypluciu” piłki przez Konrada Adameckiego.

Krótko po zmianie stron doszło do wyrównania. Marcin Byrtek prostopadłym podaniem obsłużył Marca, który w swoim stylu „zakręcił” Szymonem Waligórą i w 52. minucie posłał futbolówkę do celu. Przyjezdni podjęli wówczas dążenia do ponownego zdobycia przewagi, ale na posterunku każdorazowo był Zajac. Klasyczną piłkę meczową mieli za to wilkowiczanie z licznym gronem juniorów w składzie. Marzec stanął „oko w oko” z bramkarzem czanieckiego zespołu, zdołał go nawet minąć, miał też wsparcie dobrze ustawionego Piotra Wrony, ale w komplecie nie wystarczyło to do przechylenia szali wygranej w 94. minucie.