"Konkrety" po przerwie
Rajcza nie należy do terenów, gdzie gra się łatwo i przyjemnie. Wisła Strumień w starciu z miejscową Sołą musiała się napracować, aby zgarnąć komplet punktów.
- To był dla nas trudny mecz. Małe, specyficzne boisko, do tego rywal, który zostawił kawał serca na boisku. Byliśmy jednak cierpliwi i to popłaciło. Momentami stosowaliśmy prostą grę i środki, ale to popłaciło - przyznaje trener Wisły, Krzysztof Dybczyński.
Pierwsza połowa nie przyniosła "owoców" w postaci goli, choć nie oznacza to, że na boisku nie działo się nic. Było sporo walki, a momentami nie brakowało ciekawych, ofensywnych akcji. Dwukrotnie bliski szczęścia po stronie Wisły był Tomasz Lorenc, który uderzał z przewrotki i głową - za każdym razem zabrakło mu jednak minimalnie więcej precyzji. Groźnie z dystansu strzelał także Łukasz Mozler. Gospodarze również nie zamierzali próżnować. Do klarownej sytuacji dochodził Piotr Motyka, który szedł sam na sam z bramkarzem Wisły, jednak w ostatnim momencie poradzili sobie z tym defensorzy Wisły.
Druga część zaczęła się wybornie dla strumienian. W 54. minucie Jakub Puzoń po oskrzydlającej akcji zagrał po ziemi do Bartosza Wojtkowa, a ten nie zwykł się mylić w takich sytuacjach. Następnie kibice zobaczyli lepszy okres w wykonaniu Soły. W 75. minucie znów przed szansą stanął Motyka, jednak tym razem na przeszkodzie stanął mu słupek. 10 minut później ustalony został rezultat na 2:0. Maciej Hutyra niefortunnie wpakował piłkę do własnej siatki po akcji Wisły z bocznego fragmentu boiska.
Ekipa z Rajczy po meczu nie kryła swojego niezadowolenia. - Wisła była drużyną dobrze zorganizowaną i lepszą. Wygrała zasłużenie, czego im gratuluję. Nam przytrafił się słabszy mecz, to raz. Dwa - mamy wrażenie, że sędziowie, którzy przyjeżdżają do nas są mocno uprzedzeni do obiektu w Rajczy, co utrudnia nam mocno funkcjonowanie. To nie pierwszy, nie drugi, nie trzeci raz, a sędziowie mają duży wpływ na przebieg meczu. I to nie ważne czy przyjeżdżają sędziowie z Bielska, czy z innych podokręgów - zawsze jest to samo. Nie można więc czasem się dziwić, że kibice się denerwują, bo to jest problem i tworzy się błędne koło. Coś musi się poprawić w tej materii - mówi Marcin Kasperek, trener Soły.