W podejmowaniu ważnej decyzji o obsadzie trenerskiego stołka kluczowe znaczenie mogą mieć kwestie finansowe. Właśnie ze względów ekonomicznych realny jest powrót do Podbeskidzia... Krzysztofa Brede. Szkoleniowiec, który bielszczan do Ekstraklasy w bardzo dobrym stylu wprowadził, pożegnał się ze stanowiskiem tuż przed finiszem jesiennych rozgrywek w minionym sezonie. Wciąż jednak wiąże go kontrakt z bielskim klubem, co stanowi dla włodarzy Podbeskidzia niemałą komplikację. Come back 40-latka byłby więc w tym przypadku rozwiązaniem, za którym według naszych informacji część osób związanych z klubem optuje.
 



Niczym bumerang powrócić może temat pracy pod Klimczokiem Tomasza Tułacza. Zimą z obecnym trenerem Puszczy Niepołomice prezes Bogdan Kłys toczył daleko zaawansowane rozmów, szkoleniowiec finalnie ze względów osobistych odmówił. I-ligowiec pod jego wodzą wiosną spisuje się co najwyżej przeciętnie i wielce prawdopodobne, że na kolejną ofertę z Podbeskidzia Tułacz przystałby.

Prawdziwą sensacją byłoby zakontraktowanie Marka Gołębiewskiego, który nie tak dawno - dokładnie 17 maja - zwolniony został z funkcji szkoleniowca II-ligowej Skry Częstochowa, choć ta znajduje się na ten moment wśród drużyn uprawnionych do gry w barażach o awans na wyższy szczebel. Pod Jasną Górę 41-letni trener urodzony w Piasecznie trafił z IV-ligowej Ząbkovii Ząbki, wcześniej zaś pracował w grupach młodzieżowych Escoli Varsovia. Jego nazwisko zgoła niespodziewanie pojawiło się wśród realnych kandydatów, by zastąpić opuszczającego Podbeskidzie Roberta Kasperczyka.

Nie sposób nie podkreślić faktu, że osoba nowego szkoleniowca bielszczan zależna będzie w znacznej mierze od decyzji odnośnie dyrektora sportowego klubu. W przypadku rozstanie z Janem Nezmarem - to wydaje się niemal przesądzone - upadnie ostatecznie opcja trenera zagranicznego. Podbeskidzie postawić może wówczas na szkoleniowca z gatunku tych "na dorobku".