3:0 z Wisłą Strumień – to wynik, który budzi szacunek. Nie jest on jednak świadectwem dominacji Victorii w sobotnim meczu. – Myślę, że nie przebiegu spotkania faktycznie nie odzwierciedla, bo rywal miał więcej sytuacji. Ale przy naszych absencjach kadrowych skupialiśmy się na ustawieniu w defensywie, licząc na to, że coś z przodu zdziałamy – mówi Jakub Mrozik, szkoleniowiec gospodarzy, którzy w bardzo pozytywnych nastrojach przystąpią tym samym do derbów z Piastem Cieszyn.

Na przebieg rywalizacji istotny wpływ miało otwarcie wyniku przez zespół z Hażlacha po 120. sekundach od gwizdka sędziego. Do siatki trafił Kamil Szajter, ale spora w tym zasługa defensorów Wisły, bo to jeden z nich zaliczył asystę do snajpera Victorii. Również podwyższenie rezultatu w minucie 36. przebiegło przy ewidentnym udziale gości. Tym razem koszmarnie zagapił się golkiper, który nie złapał piłki kierowanej w stronę bramki Wisły przez Szajtera z około 40-metrowej odległości. Jednocześnie strumienianie skuteczni nie byli, najlepszą szansę zmarnował zbyt długo dryblujący rywali Jakub Puzoń. Nie mieli również szczęścia, wszak arbiter mógł wskazać na „wapno” po starciu w „16” z udziałem Artura Miłego.

Druga połowa miała scenariusz bliźniaczy. W 75. minucie, przy wtórnie niewłaściwym zachowaniu Wisły „w tyłach”, Szymon Paluch dograł do Sylwestra Kawuloka, który lewą nogą przypieczętował zwycięstwo drużyny z czołówki stawki „okręgówki”. Wisła? Po 2 sytuacje zaprzepaścili Puzoń oraz Miły, poprzeczkę ostemplował Łukasz Mozler, a nieznacznie obok słupka uderzał Przemysław Kiełkowski. Przyjezdni domagali się też „cegły” po faulu golkipera Victorii na Puzoniu tuż za polem karnym.

– Przeważaliśmy i z całą pewnością nie byliśmy gorsi. Prezenty i brak skuteczności przy naprawdę wystarczającej liczbie sytuacji sprawiły, że wynik jest taki, a nie inny – ocenia Mateusz Szatkowski, trener Wisły.