SportoweBeskidy.pl: Na chłodno, decyzja o rozejściu się z LKS-em Czaniec była słuszna? 
Maciej Żak: Z perspektywy czasu uważam, że tak. Dłuższą chwilę dojrzewałem do tej decyzji. Czułem, że ta współpraca zaczyna się wypalać. Zacząłem też mieć wrażenie, iż nikt nie zabiegał specjalnie, abym został w klubie...

SportoweBeskidy.pl: Był taki jeden moment, gdzie zrozumiał trener, że ta współpraca się "wypala"?
M.Ż.: Może nie było jednego takiego momentu. Do zawieszenia rozgrywek wydawało się, że wszystko idzie normalnym tokiem, choć czułem już gdzieś, że rozmijamy się jeśli chodzi o formę budowania zespołu. Mówiąc krótko, nie było nam po drodze. Mimo wszystko zawsze będę wspominać tylko dobre momenty w LKS-ie. Jest co wspominać, spędziłem w tym klubie szmat czasu. Jako zawodnik rozegrałem dla drużyny z Czańca ponad 500 meczów. Dzieliłem szatnię z wieloma świetnymi zawodnikami, wpierw jako piłkarz, a później jako trener. Zdobyliśmy mistrzostwo ligi, bo zawsze tak to nazywam, a nie brak awansu. Wszak w meczu barażowym z Polonią nie przegraliśmy żadnego spotkania. To był apogeum, co można było osiągnąć ze świetną grupą zawodników. 

SportoweBeskidy.pl: Do Skawy wrócił trener do macierzy, po 16 latach. Jakie były pierwsze odczucia? 
M.Ż.: Skawa to klub z mojego rodzinnego miasta, w którym mieszkam. Z innym klubem z tego szczebla rozgrywkowego raczej nie podjąłbym rozmów. Przede mną została jednak nakreślona ciekawa wizja odbudowy pierwszej drużyny i powierzenia mi funkcji koordynatora akademii, certyfikowanej złotą gwiazdką. To było dla mnie bardzo intersujące. 
 
SportoweBeskidy.pl: Projekt, w którym trener uczestniczy jest długofalowy?
M.Ż.: Taki jest plan, ale wiadomo, że życie pisze różne scenariusze. Po moim doświadczeniu widać jednak iż jestem człowiekiem, który nie zmienia miejsc pracy, jak rękawiczek. Na pewno jest na to szansa i chcę zostawić w tym projekcie sporą swoją część.
 
SportoweBeskidy.pl: Pański zespół dominuje w rozgrywkach wadowickiej A-klasy. Na 9 meczów, 8 zwycięstw i 1 remis. Spodziewał się trener takiego startu? 
M.Ż.: Na pewno nie. Ci, co mnie znają, wiedzą, że zawsze chcę grać o najwyższe cele. Cieszę się, że zespół dał się przekonać do mojego modelu pracy i gry. Dobrze to wychodzi, jak na warunki a-klasowe. Należy pochwalić zespół za zaangażowanie i frekwencję. Na tę chwilę efekty są bardzo dobre i oby to szło właśnie w tym kierunku.
 
SportowyBeskidy.pl: Cel na ten sezon jest chyba jasny dla trenera… 
M.Ż.: Dla mnie tak. Zrobiłem dwa kroki do tyłu, aby zrobić trzy do przodu. Moja decyzja o zakończeniu pracy w LKS-ie była dość niekomfortowa. Było zawieszenie rozgrywek, trenerzy nie mieli szansy weryfikacji, przez co nie było ruchu "w interesie". Byłem jednak tego świadomy. W Wadowicach nie mówi się głośno o awansie, ale mówiąc twoim ulubionym powiedzeniem, będziemy grać w każdym meczu o trzy punkty.
 
SportoweBeskidy.pl: Jakie różnice trener dostrzega między piłką na Śląsku a w Małopolsce? 
M.Ż.: Jest na pewno troszkę inaczej. Tu poziom A-klasy jest całkiem solidny. Nasza liga liczy 18 drużyn i nic nie przychodzi łatwo i przyjemnie. Każdy mecz to inna historia. Trzeba zachować sporo chłodnej głowy. Trafiłem jednak do zespołu, który pracą nie odbiega od poziomu IV ligi. Zawsze mam do dyspozycji ok. 20 zawodników, mamy trzy treningi w tygodniu. Nie w każdym klubie są takie warunki.

SportoweBeskidy.pl: Śledzi pan jeszcze losy LKS-u Czaniec? 
M.Ż.: Oczywiście, że tak i trzymam kciuki! Cały czas jestem na bieżąco z waszym portalem. Od tego nie da się uciec, po tylu latach. Bardzo mocno śledzę wyniki i grę LKS-u, ale także wszystkich beskidzkich drużyn. 

SportoweBeskidy.pl: Mimo wszystkich perturbacji w Czańcu udało się chyba stworzyć solidny zespół?
M.Ż: Tak, została trójka zawodników, o których mogę mówić w samych superlatywach. Maciej Felsch, Ilya Nazdryn-Platnitski oraz Bartłomiej Borak to bardzo solidny fundament. Do nich dołączyło sporo młodych zawodników, ale byłem przekonany, że tak się stanie, znając ambicje prezesów klubu.

SportoweBeskidy.pl: Często uczestniczył trener w zapowiedziach przedmeczowych więc wrócimy na chwilę do tej konwencji. Jaką przyszłość trener typuje dla beskidzkich ekip?
 
LKS Czaniec: Trudno typować poszczególne miejsce. Liga jest bardzo wyrównana w tym sezonie i w tabeli jest ciasno. Życzę temu zespołowi, aby był jak najwyżej oraz wciąż realizował swoją filozofię stawiania na wychowanków.
 
MRKS Czechowice-Dziedzice: Znając trenera Kupisa, jest to zespół dobrze przygotowany fizycznie. Nie wiem skąd wynikają te gole tracone w końcówkach. Być może z dekoncentracji, lecz gdyby nie to, czechowiczanie byliby dziś wyżej w tabeli. Trzeba to poprawić, gdyż potencjał w tej ekipie jest duży. 
 
Spójnia Landek: To zawsze będzie niewygodny teren dla rywali. Trener Odrobiński stworzył jednak ciekawy zespół. Spójnia zaliczyła niefortunny i pechowy początek sezonu, lecz stać tę ekipę na miejsce w pierwszej "6". 
 
GKS Radziechowy-Wieprz: Klub, który przeszedł największe perturbacje. Wydawało się, że nie wystartują, ale należy ich pochwalić, że udało się coś zbudować. Kadrowo i ilościowo ciężko będzie się GKS-owi wygrzebać z dolnej strefy tabeli. 
 
Podbeskidzie II Bielsko-Biała: Drużyna na duży plus. Coraz więcej młodych, czasem bardzo młodych, zawodników gra w IV lidze. Widać, że niektórzy z nich okrzepli w tych rozgrywkach i stać ich na czołowe miejsce w klasyfikacji.
 
Orzeł Łękawica: Bardzo ciekawy beniaminek, który przeprowadził ciekawe transfery minionego lata. Orzeł czuje się bardzo mocny na swoim stadionie, gdzie dobrze punktuje. Będzie to zespół, który spokojnie zapewni sobie ligowy byt, a i niespodziankę nie jedną jeszcze zrobi.
 
Drzewiarz Jasienica: Jasieniczanie nie grają na razie na miarę swego potencjału. W Drzewiarzu nikt nie jest pewnie zadowolony z pierwszej części sezonu, ale podopieczni Pawła Łosia zrobią wszystko, aby odwrócić kartę. 
 
Kuźnia Ustroń: To samo co o Drzewiarzu, mogę powiedzieć o Kuźni. Sukcesywnie jest ta drużyna wzmacniana, ma stabilną kadrę, ale również coś nie funkcjonuje, tak jak powinno. W Ustroniu swoje ambicje jednak mają.