Soła bezwzględnie wykorzystała swoje momenty podczas konfrontacji w Dankowicach. W 35. minucie kosztowny okazał się faul Marcina Wróbla, bo z rzutu wolnego idealnie w okienko przymierzył Kamil Zoń. Trafienie otwierające rezultat meczu poprzedziły obustronne okazje. Zoń z okolic 11. metra uderzył w 28. minucie w sam środek bramki, po przeciwnej stronie boiska próbował w 34. minucie Jakub Zaucha, ale jego strzał cel minął. Ponownie piłka w „świątyni” strzeżonej przez Dominika Krausa zatrzepotała w 42. minucie. Grający trener Soły dojrzał w zamieszaniu Michała Żurka, który z asysty uczynił pożytek, zapewniając gościom konkretną zaliczkę przed odsłoną rewanżową. Piłkarzom Pasjonata towarzyszył zrozumiały niedosyt, bo wspomnieć można, że nieznacznie chybił też z rzutu wolnego Wojciech Sadlok, który mógł skopiować wyczyn Zonia.

– Graliśmy przeciętnie, choć badawczy początek z obu stron nie zapowiadał nam takich kłopotów. W szatni mobilizacja była, ale nie przeniosło się to niestety na murawie. Chcieliśmy zagrać inaczej, tymczasem rywal prostymi środkami sprawił, że mieliśmy problemy z rozgrywaniem akcji. Cóż, pozostajemy w marazmie z jesieni – zaznacza zmartwiony Artur Bieroński, szkoleniowiec ekipy z Dankowic.

Gospodarze, żądni odrobienia strat w drugich 45. minutach, nie wykazali się ani razu elementem zaskoczenia wobec kobiernickiej defensywy. Michał Sewera po indywidualnej szarży wcelował wprost w golkipera Soły, ten instynktownie obronił również strzał Zauchy z najbliższej odległości, jak i próbę Adriana Heroka. Nie forsując już tempa beniaminek obronił przewagę i potwierdził, że formy z jesieni nie zatracił.