Kroczący zwycięskim rytmem zespół z Pietrzykowic pod trenerską wodzą Ryszarda Kłuska nie przypominał tego, który imponował na boiskach „okręgówki” w ostatnich tygodniach. – Zostaliśmy gdzieś w szatni najwyraźniej, byliśmy źle zorganizowani i niewiele nam wychodziło z tego, co sobie zakładaliśmy – przyznaje szkoleniowiec gospodarzy, którzy nie bez powodu do szatni schodzili przegrywając. Piastowi prowadzenie zapewnił Tomas Bulawa, który w 29. minucie niedopilnowany przez obrońców zamknął na dalszym słupku „centrę” Ireneusza Jelenia z rzutu rożnego. W 34. minucie cieszynianie znów zaskoczyli rywala, co uczynił „na raty” Maciej Kaczmarczyk. A o przewadze ekipy znad Olzy świadczyć może szereg bramkowych szans, w tym choćby słupek obity przez Kaczmarczyka.

Po zmianie stron na murawie zameldowali się pietrzykowiczanie po metamorfozie. Mobilizacja przyniosła skutek w 65. minucie, choć gol, którego strzelił Adrian Dobija był w dużej mierze następstwem nieporozumienia „w tyłach” Piasta. W odstępie kilku kolejnych minut co rusz „kotłowało się” w pobliżu bramki gości. Uderzenie Gabriela Duraja w niebywały sposób sparował Mateusz Kudrys, broniąc także dobitkę Piotra Motyki. Po wejściu na boisku w poprzeczkę w sytuacji sam na sam trafił Robert Motyka. Blisko powodzenia był również Kacper Mrowiec, który po kornerze główkował w słupek.

Cieszynianie najtrudniejszy fragment spotkania przetrwali. Na finiszu znów to oni mieli świetne okazje, a ta pieczętująca rezultat to finalizacja Jelenia, który z podania Kaczmarczyka w 86. minucie zrehabilitował się za „pudło” sprzed kilkudziesięciu sekund. Bardziej okazałe zwycięstwo mogło stać się faktem, ale Kaczmarczyk zmarnował rzut karny. – Sporo kibiców i mnóstwo emocji. Cieszę się podwójnie, bo zespół zagrał dobry mecz, a ja pokonałem swojego byłego trenera – mówi z satysfakcją Sławomir Machej, szkoleniowiec potwierdzającego jakość piłkarską w obecnym sezonie Piasta.

W przypadku Borów to koniec imponującej passy, obejmującej 5. zwycięstw. – Każda seria ma swój koniec i musiał ten moment kiedyś nadejść. Uważam, że wcale przegrać nie musieliśmy. Z jednej strony do przerwy nie istnieliśmy, ale później był to bardzo wyrównany mecz, a doprowadzenie do remisu mogło wszystko zmienić – dopowiada trener gospodarzy.