- Lepiej urodzić się bez ręki niż iść przez życie, nie będąc odważnym - pisała niegdyś Katherine Paterson. Odwaga uchodzi za piękną cnotę. W literaturze, miłości, niekiedy życiu codziennym. Ale w piłce nożne, tudzież w futsalu, ona nie zawsze popłaca. A wręcz przeciwnie. Przekonali się o tym w Hali Pod Dębowcem "rekordziści", którzy z Constractem zagrali bez żadnych kalkulacji. Utalentowany golkiper Rekordu, Krzysztof Iwanek w swoim rewolucyjnym stylu wychodził wysoko, podłączał się do akcji ofensywnych. Ba! Tak samo, jak w meczu o Superpuchar Polski zdobył bramkę. To zawsze ładnie brzmi, gdy bramkarz wpisze się na listę strzelców. W tej odwadze zabrakło jednak całej defensywie Rekordu miejsca na koncentrację w kluczowych momentach i przez to wicemistrz Polski musiał uznać wyższość mistrza Polski w wypełnionej hali przy ul. Karbowej. 



Goście objęli prowadzenie w 5. minucie, gdy Kacper Sendlewski sfinalizował składną kontrę swojego zespołu. Bielszczanie niespełna 10 minut później doprowadzili do remisu. Tomasz Lutecki potężnym uderzeniem, po podaniu Michała Marka, pokonał bramkarza przyjezdnych. Wydawało się, iż gospodarze ruszą po kolejne bramkowe łupy, wszak przejęli inicjatywę nad spotkaniem. Tak się nie stało. W 17. minucie na zbyt dalekim wyjściu Iwanka z bramki skorzystał Martin Dosa. 

 

Druga część meczu zaczęła się źle dla biało-zielonych. W 22. minucie Tomasz Kriezel z ostrego kąta ulokował piłkę w siatce. W odpowiedzi bramkę kontaktową zdobył wspomniany K. Iwanek. Długo jednak "rekordziści" nie nacieszyli się z tego trafienia. W 27. i 28. minucie goście cieszyli się z dwóch bramek. Wpierw Adriano Lemos zamienił na gola korner, a następnie z rzutu wolnego celnie przymierzył Kriezel. 

 

Rekord nie zamierzał jednak powiedzieć ostatniego słowa. W 31. minucie Gustavo Henrique celebrował trafienie po dobrze rozegranym rzucie rożnym. Następnie kibice oglądali wymianę ciosów, niczym w bokserskim "ringu". 120 sekund później błąd Iwanka wykorzystał Sendlewski. Jeszcze w tej samej minucie Sergei Korsunov z bliskiej odległości wpakował piłkę do bramki. Na ostatni fragment meczu sztab szkoleniowy Rekordu zadecydował o grze z lotnym bramkarzem, lecz to nie przyniosło zamierzonego skutku. W końcówce gospodarze zostali "dwukrotnie" za to skarceni golami "do pustaka" i ostatecznie Rekord przegrał w tym spotkaniu 4:8.