Constract Lubawa - 78 pkt., Rekord Bielsko-Biała - 77 pkt., Piast Gliwice - 77 pkt. - to był pasjonujący finisz rundy zasadniczej w futsalowej elicie. Faworyci ligi swoje ostatnie mecze zgodnie wygrali, choć zarówno w przypadku "rekordzistów", jak i gliwiczan były to skalpy wyjazdowe okraszone walką "na styku". W przypadku bielszczan tego spodziewać się należało o tyle, że wcześniejsze potyczki z Legią Warszawa też były dalekie od jednostronnych. Dość wspomnieć, że zarówno w lidze, jak i pucharze na przerwę z zaliczkami udawali się stołeczni. Ostatecznie każdorazowo cieszyli się zawodnicy z Bielska-Białej, ale... los skojarzy te zespoły powtórnie w play-off, co już dziś wzbudzać musi zrozumiałe zaciekawienie.

Z dzisiejszego meczu na odnotowanie zasługuje lepszy start gospodarzy, którzy za sprawą bramki Mykyty Storozhuka zdobyli prowadzenie w 3. minucie. Niemal błyskawicznie, bo w 6. minucie o ripostę postarał się Tomasz Lutecki. Przerwa upłynęła pod znakiem niedosytu w bielskich szeregach. Niespodziewane trafienie Michała Klausa na 2:1 z 19. minuty poprzedziły świetne szanse gości i "pudła" Michala Seidlera oraz Tarasa Korołyszyna.

Z większą koncentracją i efektywnością faworyt zagrał po zmianie stron. Decydujący bez cienia wątpliwości moment to kilkadziesiąt sekund, podczas których Rekord przejął inicjatywę. Wyrównanie autorstwa Korołyszyna z 26. minuty to w dużej mierze dzieło kontry zainicjowanej przez Stefana Rakicia. Serb był też tym futsalistą, który niebawem strzelił gola przesądzającego o zwycięstwie bielszczan, przytomnie dobijając strzał Michała Kubika. I o tyle taki przebieg zdarzeń był sprawiedliwy, że nieco wcześniej przyjezdni czynili spustoszenie, dając się wykazać strzegącemu "świątyni" Legii Ignacio Casillasowi.