
Ozdoba świątecznego weekendu?
Pełen zwrotów akcji był sobotni mecz Beskidu Skoczów i LKS-u Czaniec, w którym goli i ciekawych momentów nie brakowało.
Mecz, w którym było wszystko – tak w dużym skrócie można odnieść się do sobotniej rywalizacji w Skoczowie. Rzut karny, gol samobójczy, czerwona kartka, bramki zdobywane w krótkim odstępie czasu i wreszcie przesądzające trafienie w ostatnich sekundach...
– Robimy wszystko, co możemy przy kadrowych niedostatkach, ale znów za łatwo straciliśmy bramki. Podnieśliśmy się z kolan, gdy rywal wyszedł na prowadzenie, wydawało się, że nie mamy prawa tego meczu przegrać, a jednak! Stąd frustrację odczuwamy ogromną. Inna sprawa, że graliśmy z przeciwnikiem moim zdaniem najlepszym piłkarsko, z jakim wiosną się mierzyliśmy – komentuje „na gorąco” Bartosz Woźniak, szkoleniowiec Beskidu.
Skoczowianie zdawali się podążać we właściwym kierunku. W 4. minucie Jakub Fiedor zmylił golkipera LKS-u strzałem z rzutu karnego, zaordynowanego po faulu wobec Huberta Matykiewicza. Wynik ponownie na rzecz Beskidu drgnął w 36. minucie. O piłkę powalczył Kamil Kotrys, dograł ją do Michała Szczyrby, który ze stoickim spokojem lewą nogą uderzył pewnie przy słupku. Na finiszu odsłony gospodarze dali się zaskoczyć – i to podwójnie. Między 43. a 44. minutą „swojak” Matykiewicza i fenomenalny strzał Filipa Żuchniewicza zza „16” totalnie odmieniły optykę dzisiejszego starcia.
Po powrocie na murawę goli szukali Oskar Kojder w szeregach LKS-u czy Jakub Kawulok z Beskidu, ale to goście z Czańca pokusili się w 65. minucie o pełną remontadę za sprawą Maksymiliana Bączka. Widowisko na jakości nie straciło, bowiem odpowiedzią podopiecznych trenera Woźniaka była 73. minuta. Wówczas to idealnie obsłużony przez Szczyrbę został Mieczysław Sikora, lobując bramkarza czanieckiego zespołu. Sprawiedliwy podział punktów? Nic z tego! W 88. minucie arbiter usunął z boiska Cezarego Ferfeckiego, na dodatek w samej końcówce szczęście uśmiechnęło się do przyjezdnych. W 94. minucie na strzał z dalekiego dystansu zdecydował się Wojciech Stańczak, a że uczynił to bardzo dokładnie, to Konrad Krucek futbolówki nie dosięgnął. Faktem jest, że w tym fragmencie drużyna z Czańca częściej atakowała, a te dążenia zostały w jakimś sensie wynagrodzone.