- Był to bardzo wyrównany mecz. Rywal miał swoje okazje, aby mecz zakończył się podziałem punktów. Nigdy nie gra się łatwo w Bronowie, dlatego szanujemy to zwycięstwo - przyznał po końcowym gwizdku Krzysztof Bąk, trener GLKS-u. - Jak nie idzie, to nie idzie. Zagraliśmy najlepszy mecz w tym sezonie i znów nie doczekaliśmy się zwycięstwa. Czegoś znów zabrakło, ale zawodnicy zostawili kawał serca i zdrowia na boisku, za co im dziękuję - dodaje natomiast szkoleniowiec Rotuza, Jakub Kubica. 

 

W pierwszej połowie goli nie ujrzeliśmy goli, co nie oznacza, iż należała ona do tych z gatunku "nudnych". W premierowym fragmencie dwukrotnie groźnie uderzał Patryk Strzelczyk i dwukrotnie dobrze interweniował Richard Zajac. W odpowiedzi wilkowiczanie szukali swoich szans po stałych fragmentach i trzeba przyznać, że piłki bite przez Łukasza Szędzielarza przyprawiły niekiedy trudu defensorom Rotuza. 31. minucie przed szansą po raz kolejny stanęli gospodarze. Ponownie jednak czujność zachował Zajac, tym razem po sytuacji Adriana Szczeliny. Zimnej krwi zabrakło także Danielowi Ferudze chwil kilka później. 

 

Druga część meczu zaczęła się od trafienie w spojenie przez Szczelinę. To co jednak nie powiodło się Rotuzowi, wyszło ekipie z Wilkowic. W 59. minucie Kępys na gola zamienił dogranie od Macieja Marka. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było długo czekać, choć było to trafienie-kuriozum. W skrócie, Jakub Krawczyk wybijał piłkę, ta trafiła w plecy Rafała Adamczyka, a następnie przelobowała Zajaca... 

 

GLKS-owi ta stracona bramka nie podcięła skrzydeł, a wręcz przeciwnie. W 77. minucie król strzelców z poprzedniego sezonu ustalił losy meczu. Kępys tym razem zrobił pożytek z dogrania od Jakuba Caputy, który miał w tym meczu kilka szans, aby samemu wpisać się na listę strzelców.