Kto oczekiwał, że obie drużyny stworzą widowisko atrakcyjne i wypełnione bramkowymi okazjami, ten bezsprzecznie odczuwał niedosyt. Konrad Forenc oraz jego vis-a-vis Damian Primel pracy mieli między słupkami niewiele. Nawet egzekwowane przez oba zespoły stałe fragmenty większego zagrożenia nie stwarzały. Jednym z istotniejszych zdarzeń był więc uraz Jaki Kolenca, uniemożliwiający mu kontynuowanie meczu. Strzały? To rzadkość - obustronnie pusty przebieg.

W 49. minucie coś drgnęło o tyle, że Podbeskidzia za sprawą główki Lucjana Klisiewicza po raz pierwszy "zatrudniło" golkipera gospodarzy. Nieco odważniejsza gra popłaciła, bo w 56. minucie bielszczanie zmienili wynik. Napędzającym bramkową akcję był nie kto inny, jak Linus Rönnberg, którego podanie wprawdzie obrońcy zablokowali, ale dopadł do niej Paweł Czajkowski i precyzyjnie uderzył. Z takim obrotem spraw nie pogodzili się jednak piłkarze Chojniczanki. W 72. minucie tylko parada bramkarza "Górali" zapobiegła wyrównaniu Jakuba Braneckiego. W kolejnej akcji w obrębie "16" sędzia podyktował na rzecz miejscowych rzut karny po starciu z Bartoszem Bierońskim. Egzekutorem okazał się były napastnik Podbeskidzia Valerijs Sabala, choć Forenc bliski był sięgnięcia futbolówki i rywalizacja zaczęła się od początku...

W 82. minucie bielszczanie znaleźli się w sytuacji podbramkowej. Marcin Kozina ponownie skierował piłkę do siatki, a drużyna z Chojnic wyraźnie była na fali niosącej ją w kierunku zwycięstwa. Podbeskidzie? Wprost przeciwnie. W 87. minucie ciąg dalszy problemów nastąpił wobec czerwonej kartki dla Bierońskiego. W tych niefartownych okolicznościach, przy ofensywnym chaosie w końcówce meczu, żadna zdobycz do Bielska-Białej nie powróciła.