Ponownie proste, juniorskie wręcz błędy zniweczyły jakiekolwiek nadzieje Drzewiarza na punktowe łupy. W 27. minucie tyleż niefrasobliwie, co i nieco pechowo piłkę wprost pod nogi Patryka Fabiana wybił Maksym Vasylyshyn, rywal popędził w kierunku bramki i pokonał Marcina Kubinę. Odpowiedzią gości mógł być strzał Jakuba Waliczka, jednakże ostemplował on słupek bramki Decoru po uprzednim minięciu golkipera gospodarzy. Na domiar złego poważna pomyłka przydarzyła się jasienickiej drużynie również w 36. minucie. Bartosz Żyła w starciu „1 na 1” dopuścił się przewinienia, a że zdarzenie miało miejsce w obrębie pola karnego, to sędzia wskazał na punkt oddalony o 11. metrów. Z niego też bezbłędnie uderzył Patryk Joachim.

 


– Było właściwie po meczu, gdy schodziliśmy na przerwę. Nie graliśmy źle i długimi fragmentami nie ustępowaliśmy przeciwnikowi, ale każdy nasz błąd był wykorzystywany, co do złudzenia przypominało mecz sprzed tygodnia w Czechowicach – komentuje Łukasz Błasiak, szkoleniowiec Drzewiarza.

Piłkarze z Bełku powrócili na boisko pewni swego, a spokój łatwo było dostrzec w grze. Pilnowali również miejscowi wywalczonej zaliczki. Gdyby jednak w 70. minucie Jakub Szendzielorz z 3. metrów trafił do celu, to przyjezdni złapaliby „kontakt” z rywalem, a spotkanie bez wątpienia nabrałoby rumieńców. – Mogliśmy jeszcze powalczyć, a tak trzeba było się otworzyć i źle się to dla nas skończyło – mówi Błasiak, wspominając o kolejnych trafieniach Decoru – autorstwa Bartosza Smyli, ustalających w ostatnim kwadransie rezultat na 0:4 – dotkliwy z punktu widzenia beskidzkiego IV-ligowca.