Niemiec: życie toczy się dalej
Przemysław Niemiec przed startem Giro d'Italia był wymieniany w gronie faworytów do walki o czołowe lokaty. Pisarzowiczanin wyścig ukończył, ale nie osiągnął wyniku na miarę oczekiwań. Przemysław Niemiec w klasyfikacji generalnej zajął 49. miejsce, do zwycięzcy, Kolumbijczyka Nairo Quintany stracił niemal dwie godziny. – Chciałem podzielić się z wami dobrymi wspomnieniami z Giro, ale niestety za dużo takich nie znajdę. Mam mieszane uczucia po wyścigu, który nie potoczył się po mojej myśli. Pech długo nie chciał mnie opuścić i skutecznie utrudniał mi jazdę zgodną z oczekiwaniami – pisze na swoim blogu kolarz grupy Lampre-Merida. – Wszystko zaczęło się od ronda przed Monte Cassino. Było zamknięte z jednej strony i gdy wpadła na nie rozpędzona 200-osobowa grupa, zrobiło się masakryczne zamieszanie. Wszyscy lecieli na lewo i prawo. Ja przywaliłem z prędkością 71 km/godz. w krawężnik i połamałem swój rower. Udało mi się dotrzeć na metę na rowerze Cattaneo. Nawet nie myślałem wtedy o obrażeniach, chciałem tylko jak najszybciej wydostać się z tego pobojowiska. Później jednak wszystkie szlify mocno dawały mi się we znaki, nie tylko w trakcie jazdy. Miałem stłuczony cały lewy bok. Po kraksie codziennością stały się dla mnie opatrunki – inne na wyścig, inne do spania. Dobrze spisał się mój masażysta, który robił, co mógł, żeby doprowadzić mnie do stanu używalności. Tak pozdzierany jeszcze nie jechałem, dlatego trudno było się skupić tylko na wyścigu i odpowiedniej regeneracji każdego dnia. Zdecydowana większość z tych, którzy leżeli w kraksie pod Monte Cassino, albo się wycofała, albo też nie dała rady jechać na miarę swoich możliwości – dodaje.
– Muszę przyznać, że było to wyjątkowo ciężkie Giro, cięższe niż w zeszłym roku. Wydawało się, że pogoda nie może być gorsza niż rok temu, a jednak… Bez przerwy lało, zaczęło padać w Irlandii, we Włoszech nie było wiele lepiej pod tym względem, może z 5 etapów jechaliśmy w słońcu. Wychodzi na to, że jak chce się mieć słońce, trzeba się wybrać na Tour de France. Można się spodziewać, że i tam, i na Vuelcie moja ekipa będzie się chciała odkuć w generalce, na pewno motywacja do tego będzie wielka – zapowiada.
Niemiec po niepowodzeniu w Giro już myśli o kolejnych startach – Nie udało się we Włoszech, ale chciałbym się odkuć i będę szukał swojej szansy gdzie indziej. Świat się nie kończy, do października trochę ścigania zostało i nie ma się co załamywać. Najważniejsze wyścigi, które będę miał jeszcze do przejechania w tym roku, to Tour de Pologne i Vuelta a Espana. Dwa lata temu byłem 15. na Vuelcie, a wcześniej miałem słabsze Giro. Może i tym razem będzie podobnie?