– W końcu zagraliśmy tak, jak sobie to przed meczem w szatni ustaliliśmy. Skupialiśmy się na defensywie i tym, aby ograniczyć możliwości kreowania sytuacji przez przeciwnika. Każdy na boisku z tych zadań wywiązał się bardzo dobrze. Zagraliśmy mądrze i sprawiliśmy niespodziankę dużego kalibru – wyjaśnia Piotr Puda, szkoleniowiec Spójni, który wreszcie miał sposobność przyklasnąć postawie swoich podopiecznych.

– Weszliśmy w mecz dobrze i oddaliśmy kilka strzałów w światło bramki. Ale później lepiej prezentowała się Spójnia, bo my byliśmy po prostu dłużej przy piłce, ale to nic konkretnego nie oznaczało. Był to bezbarwny występ w naszym wykonaniu – opowiada z kolei Sebastian Gruszfeld, trener „Fiodorów”, którzy nijak nie wywiązali się z roli faworyta spotkania w Zebrzydowicach.

Najlepsza okazja GKS-u w pierwszej części to strzał Michała Motyki i dobitka Patryka Pawlusa z 8. minuty – w obu przypadkach kunsztem wykazał się Radosław Kalisz. Groźni byli gospodarze. Minimalnie piłkę obok słupka posłał Dominik Szczęch, a będący w dogodnej sytuacji Mateusz Sobczak został w ostatnim momencie zablokowany przez defensorów z Radziechów.

Losy meczu rozstrzygnęły się po przerwie. Damian Sanetra w polu karnym nie dokonał finalizacji, z obiecujących dośrodkowań nie skorzystał Pawlus i wreszcie nadeszła 55. minuty, a wraz z nią kuriozalny gol dla Spójni. Adrian Rodak wyszedł daleko przed bramkę, źle obliczył lot piłki po zagraniu zebrzydowiczan z własnej połowy, a z przelobowania golkipera skorzystał Kacper Rejbicz, który dopełnił formalności. Wyrównania goście szukali mało starannie. W 75. minucie najlepszą szansę zmarnował Pawlus, który po podaniu Motyki użył dużej siły, a że piłka na murawie podskoczyła, to uderzenie poszybowało od celu daleko.