Ocena „in plus” w kontekście postawy podopiecznych trenera Krzysztofa Bąka tyczy się zwłaszcza premierowej części spotkania w Żywcu. – Graliśmy w składzie zbliżonym do ligowego i na tle mocnego przeciwnika wyglądaliśmy całkiem obiecująco. Śmiem twierdzić, że byliśmy groźniejsi od Beskidu – zaznacza szkoleniowiec GLKS SferaNet.

Warto podkreślić, że wilkowiczan nie zdeprymował feralny start meczu, bowiem już w 5. minucie sięgać „za kołnierz” musiał Richard Zajac. Równo kwadrans po wspomnianym zdarzeniu uderzeniem z okolic 16. metra wyrównał Mateusz Kubica. Kolejny 15-minutowy fragment gry zaakcentowało trafienie Dominika Kępysa, który dobił piłkę po strzale Kacpra Śleziaka. Zawodnicy z Wilkowic żałować mogli niebawem, że w 40. minucie przewagę stracili, jak również kilku zaprzepaszczonych, a dobrze rokujących okazji w pobliżu bramki andrychowian. Groźną próbą z dystansu wykazał się Kubica, sytuację sam na sam zmarnował Kępys, a zimnej krwi zabrakło także w polu karnym Danielowi Kasprzyckiemu.

W dalszej fazie testowej potyczki trener GLKS SferaNet zdecydował się na szereg roszad w składzie, co nie pozostało bez wpływu na poczynania drużyny. W ofensywie lider „okręgówki” nie był równie produktywny, najgroźniejsze szarże to zasługa Piotra Wrony, który mylił się w aspekcie finalizacji. Wynik remisowy drgnął za to na 3:2 dla Beskidu, przy czym owej straty można było uniknąć przy nieco lepszym zachowaniu Grzegorza Juraszka między słupkami.