
Obrońca trofeum odpadł i... gra dalej
Ekipa z Łękawicy pozostaje w grze o Puchar Polski na szczeblu podokręgu. Formalnie to klubowe rezerwy, ale jej barw w rozgrywkach bronić będą zawodnicy „pierwszego garnituru”.
W najmocniejszym obecnie składzie Orzeł zawitał do Żywca, gdzie wobec gospodarzy nie zastosował taryfy ulgowej. Dobrego dla faworyta rytmu mecz nabrał już w 11. minucie. Piłkę przejął Jakub Kos, a za moment popisał się fenomenalnym strzałem z dystansu, będącym prawdziwą ozdobą sobotniej pucharowej potyczki. Rozstrzygnięcie stanowił de facto „dwupak” Seweryna Caputy, który w 42. i 45. wykorzystywał oskrzydlające akcje i kluczowe dogrania Kamila Gazurka oraz Tomasza Biółki.
– Rywal był dobrze zorganizowany i mądrze się bronił. Wiadomo, że z prowadzeniem ataku pozycyjnego często bywa na tym poziomie różnie. Musieliśmy w końcu tempo trochę podkręcić, aby Góralowi „odjechać” – tłumaczy Krzysztof Wądrzyk, trener zespołu z Łękawicy.
Awans przyjezdni przypieczętowali po zmianie stron. W 58. minucie na liście strzelców zaistniał Mateusz Widuch, który o finalizację postarał się w konsekwencji kombinacyjnie rozegranego rzutu rożnego i asysty Kamila Małolepszego. Ciosy ustalające rezultat spotkania w Żywcu na 6:0 zadał Mykhailo Lavruk. – Skupiliśmy się na tym, aby optymalnie wykorzystać kolejny element naszych przygotowań do sezonu. Fajnie, że realizacja założeń przebiegała w naszym wykonaniu prawidłowo w meczu o stawkę na bardzo dobrym boisku – oznajmia trener V-ligowca.
Fakt wizyty zespołu z Łękawicy w Żywcu w tak mocnym zestawieniu personalnym, ma związek z wycofaniem z Pucharu Polski nominalnej „jedynki”, która w ubiegłym sezonie w rozgrywkach owych triumfowała. – Próbowaliśmy to jakoś pogodzić, ale przy licznych urlopach zawodników z drużyny rezerw nie było to możliwe i zdecydowaliśmy się zagrać z przeciwnikiem jednak bardziej wymagającym. Przykro, że mecz w Zarzeczu nie doszedł do skutku, wypada tylko przeprosić kibiców, którzy liczyli tam na fajne widowisko – klaruje Wądrzyk.