Po razie zadali sobie sobotni konkurenci, którzy w następstwie takiego stanu rzeczy po równo podzielili między sobą łupy. W 24. minucie Mykhailo Lavruk wykonał rzut rożny w taki sposób, że nikt piłki nie dotknął, a ta ku zaskoczeniu zawodników GLKS Nacomi wpadła do siatki. Gospodarze zdołali odrobić stratę w 74. minucie. Marcin Byrtek akcję zainicjował podaniem do Dawida Fendera, który prostopadle zagrał do Bartłomieja Ferugi, a ten nie dał szans Krzysztofowi Biegunowi uderzając pod jego nogami.

– Uważam, że jest to wynik, który żadnej ze stron nie krzywdzi. Zwłaszcza w końcowych minutach obraz gry zmienił się na naszą korzyść i mieliśmy sporo groźnych stałych fragmentów. Dla nas punkt z tak mocnym przeciwnikiem jest wartościowy, choć oczywiście liczyliśmy na więcej przystępując do meczu – zauważa trener wilkowiczan Krzysztof Bąk.

Gospodarze najbardziej żałowali sytuacji z pierwszej części, gdy na pozycję „oko w oko” z golkiperem Orła wyszedł Dominik Kępys, lecz starcie przegrał. Niepokonany zespół z Łękawicy z dużą dozą prawdopodobieństwa zapewniłby sobie bardzo komfortową sytuację, gdyby krótko po zmianie stron z 7. metrów nie chybił Filip Moiczek, dopadający do futbolówki „wyplutej” przez Richarda Zajaca. – Mniej więcej do 70. minuty graliśmy odpowiedzialną piłkę i dyktowaliśmy warunki gry. Jest więc niedosyt, że tak się to dla nas skończyło – konstatuje Krzysztof Wądrzyk, szkoleniowiec ekipy z Łękawicy.

Przyjezdni, dziś bez „żądeł” w postaci Damiana ChmielaRoberta Mrózka, kończyli mecz w osłabieniu, bo sędzia z boiska usunął Mateusza Widucha. Na finiszu mogli jednak zgarnąć „maksa”, ale główka Seweryna Caputy po wrzutce Kamila Małolepszego nieznacznie minęła cel.