- Odczuwamy delikatny niedosyt po tym spotkaniu. Pierwsza połowa była piłkarsko wyrównana, lecz po zmianie stron rywal miał już większą przewagę i udokumentował ją w rezultacie - przyznaje w rozmowie z naszym portalem trener Skałki, Dominik Natanek. 

 

Choć pierwsze trzy kwadranse upłynęły bez goli, to jednak widzowie nie mogli narzekać na brak emocji i sytuacji strzeleckich. Zarówno Bory, jak i Skałka szukały gry do przodu, lecz w kluczowych momentach brakowało im albo wyrachowania, albo prozaicznego szczęścia. Dość wspomnieć, że Bory "ostemplowały" słupek w tej części meczu. Po stronie Skałki natomiast groźne próby odnotowali m.in. Dariusz Chowaniec, Dariusz Sierota oraz Mateusz Pochopień. Kibice więc wyczekiwali z nadzieją drugiej połowy, iż doczekają się brakowych "łupów". I się doczekali... 

 

Kluczowe dla losów spotkania okazał się fragment gry pomiędzy 57. a 62. minutą. To wówczas Bory dwukrotnie fetowały trafienie. Wpierw celną "główką" wykazał się Michał Motyka, a następnie rzut karny na gola zamienił Mateusz Bogdał. Skałka próbowała się jeszcze "odgryźć" w celu zdobycia bramki kontaktowej, lecz ta sztuka podopiecznym Natanka się nie powiodła.