SportoweBeskidy.pl: W ubiegłym miesiącu zakończyłeś pracę w Rekordzie Bielsko-Biała. Pełniłeś w tym klubie różne role, od piłkarza do trenera młodzieży. Klub zorganizował twoje pożegnanie.

 

Piotr Jaroszek: Rekord to dla mnie szczególny klub, w którym przeżyłem największe emocje sportowe w swoim życiu. Występowałem tam w różnych rolach, począwszy jako zawodnik futsalu w Ekstraklasie, byłem kapitanem drużyny. Zdarzyło się nam spaść z ekstraklasy i do niej wrócić. Potem występowałem w IV lidze jako piłkarz i wywalczyliśmy awans po wygranej w rzutach karnych w meczu barażowym. Następnie zostałem trenerem drużyny futsalowej, jako trener grałem w drugiej drużynie. Pracowałem też w szkole jako trener rocznika 2000. Potem prezes zaproponował mi posadę trenera drużyny seniorskiej. Zdobyliśmy z drużyną Puchar Polski na szczeblu podokręgu, a na szczeblu centralnym przegraliśmy w 1/32 finału z Górnikiem Łęczna. Szkoda, bo gdybyśmy wygrali naszym rywalem byłaby Legia Warszawa. Po etapie III-ligowym awans jako trener i zawodnik drugiej drużyny Rekordu wywalczyliśmy awans do ligi okręgowej. Zdobyłem także 5 medali Mistrzostw Polski w futsalu – jako trener w kategorii U-16 brązowy i złoty w kategorii U-17. Jako asystent trenera Piotra Szymury 2 złote i 1 brązowy w kategorii U-20.

 

SportoweBeskidy.pl: Z perspektywy czasu, które sukcesy cieszą bardziej? Te, które odnosiłeś jako zawodnik czy jako trener?

 

P.J.: Ciężko powiedzieć. Każdy sukces ma inny wymiar. Bardziej stresujące są te sukcesy wywalczone jako trener, kosztuje to więcej zdrowia. Pamiętam, że baraże w IV lidze czy mecze finałowe Mistrzostw Polski w futsalu wiązały się z ogromną presją. Sukcesy piłkarskie też dają wiele radości, ale cenię je na równi z tymi trenerskimi. Każdy triumf wymaga ciężkiej pracy i jest tak samo cenny.

 

SportoweBeskidy.pl: Wróćmy do teraźniejszości. Od dwóch sezonów jesteś grającym szkoleniowcem Smreka Ślemień, z którym awansowałeś do Żywiecko-Skoczowskiej Ligi Okręgowej. To kolejne osiągnięcie w twojej sportowej karierze, ale i wyjątkowa chwila dla całej klubowej społeczności. Opowiedz o kulisach rozpoczęcia pracy w klubie i czynnikach, które złożyły się na promocję do „okręgówki”.

 

P.J.: To długa i ciekawa historia. Przed Świętami Bożego Narodzenia zadzwonił do mnie prezes Wiśniewski i zaproponował mi pracę w roli trenera Smreka. W obliczu natłoku obowiązków powiedziałem mu, żeby zadzwonił po świętach, a ja spróbuję kogoś znaleźć. Potem prezes zaproponował mi wizytę w klubie, gdzie spotkałem się z zarządem, który przedstawił mi swoją wizję klubu. Ja przedstawiłem swoje warunki. Podstawą była obecność zawodników na treningach, rozwijanie bazy treningowej i infrastruktury oraz zainwestowanie w sprzęt treningowy. Zarząd przystał na moje żądania. Pierwotnie związaliśmy się na pół roku, łączyłem te obowiązki z graniem w zespole Orła Łękawica w IV lidze. W rundzie wiosennej tylko raz zremisowaliśmy, resztę meczów wygraliśmy. Zrządzeniem losu awansowaliśmy z 3. miejsca. Znaleźliśmy się tym samym w A-klasie i założyliśmy sobie cel, jakim była pierwsza „siódemka”. Rundę jesienną skończyliśmy jako wicelider. W zimie podjęliśmy decyzje o wzmocnieniach, dołączyli do nas m.in. Bartosz Woźniak, Szymon NiemczykTomek Janik. Wtedy pomyślałem po raz pierwszy, że możemy awansować. Przełomowym momentem była wygrana z Beskidem Gilowice 5:0. Wygraliśmy wszystkie mecze i pewnie awansowaliśmy do „okręgówki” pierwszy raz w historii klubu.
 

 

SportoweBeskidy.pl: Początek sezonu był dla twojej drużyny trudny. Porażkę z faworyzowanym Beskidem Skoczów na inauguracje „okręgówki” można określić mianem wkalkulowanej. Potem 2 wygrane i lekki spadek formy i nie licząc konfrontacji z liderem, porażki różnicą jednego gola. Co było przyczyną takiego stanu rzeczy?

 

P.J.: Do meczu z Beskidem szykowaliśmy się jako do meczu jedną z najlepszych drużyn w lidze. Smaczku dodał fakt, że trenerem Beskidu jest Bartek Woźniak, który wywalczył razem z nami awans do „okręgówki” strzelając przeszło 30. goli. Na stadionie zgromadziło się wielu kibiców, pogoda dopisała, ale przegraliśmy. W następnych 2 meczach zdobyliśmy rzeczywiście 6 punktów. Potem dopadła nas „szara rzeczywistość” ligowa. Pojawiły się braki kadrowe, przegraliśmy kilka meczów. Myślę, że moi zawodnicy mogli pomyśleć, że nie pasują do tej ligi.

 

SportoweBeskidy.pl: Czy można powiedzieć, że zwycięstwem, które „stworzyło” drużynę Smreka Ślemień było niedawne w pucharowej konfrontacji z IV-ligowym Orłem Łękawica?

 

P.J.: Nikt na nas nie stawiał, po pierwszej akcji przegrywaliśmy 0:1. Po rozmowach w szatni zmobilizowaliśmy się, wygraliśmy i uwierzyliśmy, że jeśli pokonaliśmy drużynę z IV ligi to możemy wygrywać w naszej lidze. Co więcej, była to konfrontacja derbowa. Smrek zawsze był na uboczu, zawsze lepiej prezentowali się zawodnicy Beskidu Gilowice i Orła Łękawica. Wielu z nas reprezentowało barwy Orła i dlatego zwycięstwo w tej rywalizacji smakuje wyjątkowo.

 

SportoweBeskidy.pl: Atmosfera w szatni jest zapewne bardzo dobra. Jakie cele stawiacie sobie na rundę jesienną i cały sezon?

 

P.J.: Głównym celem na sezon jest utrzymanie i nie chcemy, żeby nasza obecność na tym poziomie była jednorazową przygodą. Chcemy wykorzystać to, że jesteśmy na fali i zdobyć jak najwięcej punktów. Zakładaliśmy zdobycie 15 punktów. Cel zrealizowaliśmy i każde następne zwycięstwo będzie dla nas bonusem i pozwoli na spokojne przygotowanie się do rundy wiosennej.

 

SportoweBeskidy.pl: Co wyróżnia Smreka Ślemień na tle klubów w których grałeś i pracowałeś jako trener? W kadrze twojego zespołu znaleźli się Brazylijczycy: Deiverson Lima i Rian Machado, którzy niedawno odwiedzili jedną z miejscowych szkół. Skąd wzięli się w Smreku Ślemień i co, zachowując odpowiednie proporcje, sprawia, że cieszą się taką popularnością?

 

P.J.: Tworzymy specyficzną drużynę. W mojej drużynie gra 2 Brazylijczyków, jest także Portugalczyk. Reszta to chłopaki z gminy Ślemień. Są różne modele budowania drużyny w lidze okręgowej - niektóre kluby starają się stawiać na wychowanków, a niektóre nie mogą sobie na to pozwolić, bo w małych miejscowościach trudno o znalezienie 15 zawodników na ten poziom rozgrywkowy. Nasi obcokrajowcy dają nam dużo jakości zarówno podczas treningów, jak i podczas meczów. Pozwala to naszym wychowankom na podpatrywanie ich na treningach. Myślę, że kwestią czasu jest to, że zagrają w wyższej lidze. Motywowałem ich do jak najlepszej gry, oni wzięli sobie moje wskazówki do serca.

A wracając do Brazylijczyków - Lima to trener i manager, który sprowadził Riana do szkoły sportowej SMS Łucznik Żywiec, w której zresztą umieścił wielu swoich zawodników. Trenują u nas, wielu z nich gra już w okolicznych klubach. Jego zawodnicy są testowani w Albanii, na Dolnym Śląsku. Zostali zakwaterowani w schronisku młodzieżowym w Ślemieniu i tak trafili do naszego klubu dobrze się w nim odnajdując.