Goście narzucili mocne tempo w pierwszej części sparingu i mogli w niej – a może nawet powinni z racji wypracowanych sobie szans bramkowych – objąć prowadzenie. Szanse warte odnotowania to m.in. uderzenie Dawida Kruczka z bliska po kornerze, próba powracającego do gry Dominika Kępysa czy główka Bartłomieja Ferugi z okolic 10. metra. Piłka za nic do siatki wpaść nie chciała, w czym olbrzymia zasługa golkipera Rekordu. Po pauzie na murawie zameldowała się w szeregach GLKS Nacomi całkowicie odmieniona „11”, co nie pozostało bez wpływu na przebieg rywalizacji. Wilkowiczanie i owszem swoje okazje tworzyli, lecz niczego nie wskórali w ofensywie. Na dodatek w 78. minucie bramkę stracili. Szymon Kurowski niefortunnie kopnął futbolówkę tak, że trafiła ona pod nogi jednego z „rekordzistów”, lokujących ją w „świątyni”.

– Z tempa meczu jestem zadowolony, natomiast jak to często bywało ostatnio mieliśmy problemy ze skutecznością. Trzeba też wspomnieć, że po kilku miesiącach na trawie ciężko było nam przystosować się do mniejszego sztucznego boiska przeciwnika – zauważa szkoleniowiec wilkowiczan Krzysztof Bąk.