Póki sił starczyło...
Beniaminek z Goleszowa kontra beniaminek z Żywca – to starcie nie zapowiadało się na wyrównane, ale stosunkowo długo takim było.
– Dopóki mieliśmy siły, to rywalizowaliśmy z przeciwnikiem, jak równy z równym. Wycofaliśmy się od samego początku, czekaliśmy na kontry i swoje szanse mieliśmy, nie dopuszczając jednocześnie do nich gości – podkreśla Marek Bakun, szkoleniowiec zamykającego tabelę „okręgówki” zespołu z Goleszowa. Ten w pierwszej części mógł żałować, iż uderzenie głową Henryka Krzywonia instynktownie sparował Dominik Syc.
W przerwie, wobec nieszczególnie pomyślnie układającego się spotkania dla faworyta, trener Seweryn Kosiec na plac gry desygnował Marka Gołucha. I ta roszada okazała się przysłowiowym strzałem w „10”. W 50. minucie wspomniany doświadczony zawodnik krótko rozegrał rzut rożny z Łukaszem Tymińskim, który idealnie przymierzył po ziemi bez właściwej riposty Patryka Sadloka. Przyjezdni nabrali wówczas rozpędu, a gol Gołucha z bliskiej odległości po asyście Jakuba Pieterwasa „zabił” emocje w starciu beniaminków. Jeszcze raz piłka lądowała w siatce, w następstwie centrostrzału rezerwowego lądującego „za kołnierzem” bramkarza goleszowian.
– Mimo wciąż słabszych faz w naszej grze swoje zrobiliśmy. Cieszą dużo wnoszące zmiany, także młodych piłkarzy zbierających kolejne doświadczenia – analizuje trener Stali-Śrubiarnia, nic nie robiącej sobie z absencji w Goleszowie lidera ofensywnych poczynań Kamila Żołny. – Nie przetrwaliśmy pierwszego kwadransa po wyjściu z szatni. Zwracałem uwagę, że będzie to miało decydujące znaczenie. Zagraliśmy jednak na miarę naszych obecnych możliwości – komentuje z kolei szkoleniowiec LKS-u.