
Potknięcie lidera
Niespodzianka? Sensacja? Każdy rozstrzygnięcie w Wiśle ocenić może wedle własnego uznania, ale faktem jest, że miejscowi Błyskawicy sprawili niemiłego psikusa.
– Sami sobie możemy pluć w brodę, bo mieliśmy na tyle okazji, aby wygrać – mówi na wstępie Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy, która straciło dziś miano drużyny w lidze niepokonanej. Jak do tego doszło?
Gospodarze w 13. minucie objęli prowadzenie – prostopadłe dogranie Wojciecha Małyjurka po uprzedniej zespołowej wymianie podań wykończył optymalnie Sebastian Juroszek. Wiślanie w tym fragmencie spotkania prezentowali się co najmniej tak dobrze, jak faworyzowany rywal, stąd ich zaliczka przed przerwą miała uzasadnienie. Wydawało się, że scenariusz zmieni się po powrocie drużyn na murawę. W 56. minucie Małyjurek zaprzepaścił „setkę”, co szybko zemściło się, bowiem w 58. minucie Volodymyr Varvarynets pokonał Kacpra Fiedora uderzeniem „z wapna”. O dziwno jednak znów przewagę zdobyli piłkarze WSS, gdy w 69. minucie kluczowe zgranie Małyjurka strzałem po „długim” słupku wprost do celu zakończył Patryk Tyrna.
Przy stanie 2:1 dla wiślan przyjezdni na dobre przycisnęli, bo przegrywać wyjazdowego starcia nie zamierzali. – Zepchnęliśmy rywala do głębokiej defensywy, ale brakowało nam wykończenia – przyznaje trener Błyskawicy, nadmieniając choćby o uderzeniach, jakie zgodnie w słupek oddawali Vitalyi Miklosh i Oleksandr Miklosh. Goście zdołali też ulokować futbolówkę w siatce, ale trafienie V. Miklosha zostało „skasowane” decyzją arbitra, który dopatrzył się spalonego.
Wynik zatem zmianie nie uległ i przyniósł zrozumiałą satysfakcję w wiślańskich szeregach. – Szczęście, którego brakowało nam od początku sezonu dziś przy nas było. Słyszałem opinie, że rozdajemy punkty szybciej, niż w Biedronce, więc może ten mecz będzie jakimś przełomem i zakończy naszą grę „w kratkę”. Dostaliśmy tlen, którego tak bardzo potrzebowaliśmy – barwnie opowiada Patryk Pindel, szkoleniowiec WSS.