Brawo! Niestety nie widziałem całego meczu z Lechią Gdańsk, bo ani moja stacja, ani nc+ nie zaplanowała nadmiaru powtórek, a na żywo nie byłem w stanie go zobaczyć, ale na podstawie skrótów potwierdziła się moja teza po remisie z Wisłą. Że jeśli zespół podtrzyma ten sam sposób gry, piłkarski i mentalny, gole w końcu będą musiały paść, nawet bez "rasowego" snajpera. I tak właśnie się stało w sobotni wieczór.

iwanow_big

"Trafiony" przez trenera Leszka Ojrzyńskiego wyjściowy skład na "Białą Gwiazdę" uległ co prawda lekkiej modyfikacji, lecz obie zmiany zostały wymuszone. Dariusz Łatka pauzował za kartki, a ze względu na stworzone przez deszcz "bagienko" przy Rychlińskiego na szpicy wyszedł Łukasz Żegleń, a nie Krzysztof Chrapek, który i tak brązowego medalistę Mistrzostw Europy do lat 17-stu po przerwie zmienił. Najbardziej cieszę się, że zastępujący "Łatę" Adam Deja, o którym od dawna słyszę, że ma znakomicie ułożoną stopę i świetnie wykonuje stałe fragmenty, wreszcie przekuł to w realne efekty. Jego centra na głowę Marka Sokołowskiego otworzyła wynik spotkania we właściwym momencie. Do tej pory mecz był przecież tak "dobry", jak... stan murawy. A "Sokół" pozwala zapomnieć, że kontuzjowany jest Damian Chmiel. To niewiarygodne, ale obie bramki "Soccera" w tym sezonie zostały zdobyte głową. I obie dały wymierne, punktowe rezultaty. Przesunięcie go do pomocy, trochę z konieczności, to jedna z ważniejszych korekt w zespole.

Kolejnym niezwykle istotnym wydarzeniem jest przełamanie Fabiana Paweli. Zdobywca ośmiu bramek w poprzednim sezonie, w tym – na pierwszy skalp – czekał do... pierwszej wiosennej kolejki. Żal było na chłopaka patrzeć, jak bardzo ta niemoc go męczy, a wręcz przeradza się we frustrację. Spotęgowaną jeszcze przez letni sparing z Góralem Żywiec, gdzie dwukrotnie spudłował z karnych. Od teraz tego ciężaru czuć już nie będzie. Także dzięki niemu zespół w 50 minut strzelił 1/3 goli uzyskanych przez całą jesień i o jednego więcej niż we wszystkich dotychczasowych spotkaniach u siebie. Te liczby mówią same za siebie. Może szkoda, że następuje przerwa na reprezentację, bo "Górale" złapali „wiatr w żagle”. Symptomy poprawy widoczne były już w ostatnich spotkaniach Czesława Michniewicza, więc i jemu trzeba oddać to, co należne, nie zapominając jednak, że element właściwego zaangażowania i agresji wywołał już Leszek Ojrzyński.

Jedyna sprawa, która lekko mnie irytuje, to wpuszczanie w eter informacji o powrocie do Bielska-Białej Roberta Demjana. Sam najlepszy ligowy strzelec 2012/2013 w wywiadzie – chyba dla katowickiego "Sportu" – narzeka na Belgię, trenera i nawet miasto Beveren. Ciekawe czy gdyby tam grał, również byłoby takie brzydkie? To dość mało profesjonalne, że wypowiada się w ten sposób, skoro latem złożył tam podpis pod dwuletnią umowę. Klub oczywiście może czynić starania o wypożyczenie, ale to choć nie niemożliwe, jednak mało realne. Po pierwsze: Robert nie jest dwudziestolatkiem, który jest piłkarzem rozwojowym i dla belgijskiego klubu byłoby ważne, żeby grał, a nie grzał ławę. Po drugie: kto miałby płacić mu pensję? Beveren mogłoby nieco zejść z kosztów własnych, ale to i tak mogłoby przerosnąć możliwości finansowe, bo przecież Podbeskidzie opłaca wciąż kilka osób nie pracujących w klubie, licząc nie tylko Michniewicza i Marcina Węglewskiego, ale i Tomasza Świderskiego. Gwarancji, że Robert znów będzie wiosennym superstrzelcem też nie ma żadnej. Poza tym czy skłóceni z Wojciechem Boreckim menedżerowie Słowaka podadzą mu teraz rękę? Drugim pomysłem jest reaktywacja Ireneusza Jelenia. Trzecia z kolei, dwie poprzednie – w Bielsku-Białej i Zabrzu – spaliły na panewce. Chyba już czas pomyśleć bardziej perspektywicznie. Nazwisk nie podam, bo znów usłyszę, że "lobbuję"...